piątek, 16 września 2011

Rozdział XXXIII

Rozdział XXXIII

Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że wróżka miała racje. Jej słowa były dosłownym znaczeniem tego co miało niedługo się wydarzyć i tu nie można było zgłosić 'np', gdyż najzwyczajniej było już za późno...
Po akcji z rodzicami Dawida postanowiłam, że odpuszczę sobie wizyty w szpitalu. O stanie zdrowia szatyna dowiadywałam się telefonicznie od Adriana, lecz po informacjach jakie przekazywał mi z dnia na dzień nie można było wywnioskować niczego dobrego. Dawid już od tygodnia leżał w śpiączce co nie było dobrą oznaką.
- Emi obudź się, no obudź. - usłyszałam głos młodego.
Po tych słowach momentalnie zerwałam się z łóżka kierując na niego wzrok.
- Co się stało ? - zapytałam zaniepokojona.
- Adrian dzwonił. Chcą odłączyć Dawida od aparatury. Musimy tam szybko jechać. - mówił bardzo szybko co chwile machając rękami
- Ja..jak..jak to ? - wykrztusiłam w końcu z siebie po chwili ciszy.
- Ubieraj się słyszysz ! -krzyknął ciągnąc mnie w kierunku garderoby.
W tym momencie dotarło do mnie, że Mateusz nie kłamie. Ubrałam się szybko, umyłam i wybiegliśmy z domu.
- Nie mogę nie dam rady już - przystanęłam łapiąc oddech.
- Emi błagam Cię. Dawid on...no pospiesz się. - powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Biegniemy - wyszeptałam i ruszyliśmy w kierunku szpitala.
Po jakiś pięciu minutach wbiegliśmy cali zdyszani do szpitala, a następnie pokierowaliśmy się do jego sali. Gdy weszliśmy do środka zastaliśmy tam Adriana i rodziców Dawida, którzy podpisywali jakieś papiery.
- Nie możecie - szepnęłam podchodząc do łóżka na którym leżał szatyn.
- Emilko on...sama widzisz. - odezwał się pan Robert ojciec chłopaka.
- Ja go kocham, nie pozwalam wam.On się zbudzi. Ja w to wierzę, chcę wierzyć - mówiłam ściskając dłoń nie przytomnego Dawida.  Po tych słowach wszyscy wyszli z sali zostawiając mnie samą. Wiedziałam, że to znaczyło tylko jedno. To był koniec. Czas było się pożegnać. Rozstać się na długi czas.
- Nie rób mi tego proszę. Nie odchodź. - mówiłam przez łzy wtulając się w jego tors.
Ta chwila była zdecydowanie najgorszą w moim życiu. Traciłam przyjaciela ze świadomością, że już nigdy go nie odzyskam, nie zobaczę. Jeszcze to ostatnie tchnienie, ostatni sztuczny oddech i aparatura odłączona, a w głowie tysiące pytań.
- Nieeee ! Błagam ! - krzyczałam z całych sił, płacząc przy tym jak małe dziecko.
- To tylko sen, to tylko sen - powtarzałam do siebie,lecz to nic nie dało. Nie zbudziłam się, nadal byłam w tym miejscu, w tym strasznym miejscu....



no i macie nowy wpis po tak długim czasie em.
jak zwykle nie wiem czy dobrze zrobiłam no ale niech 
tak zostanie ; P
swoje przemyślenia i propozycje co do dalszych rozdziałów 
możecie pisać w komentarzach.
pozdrawiam : jesteś moją definicją szczęścia ; *





czwartek, 1 września 2011

Rozdział XXXII

Rozdział XXXII

Stojąc przed drzwiami ogarnął mnie strach. Nie wiedziałam czy naprawdę tego chce, lecz mimo wszystko postanowiłam wejść. Przycisnęłam lekko klamkę, popchałam drzwi, a to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy. Podeszłam bliżej....Dawid był w strasznym stanie. Przez bandaże przebijała się krew, a w mojej głowie było tylko jedno pytanie :
- Dlaczego...?
Zadając je uklękłam przy łóżku nieprzytomnego chłopaka i zaczęłam się modlić. Nie wiedziałam dlaczego to robię. Być może w tym momencie to on był jedynym ratunkiem ?

" Pamiętasz ?Pamiętasz jak Marcin leżał w szpitalu i mi pomogłeś ? Modlitwa mi pomogła. I wiem, że zwracam się do Ciebie tylko gdy czegoś potrzebuje, ale ty jesteś moim ostatnim wyjściem. Widzisz w jakim jest on stanie. Tylko ta aparatura trzyma go przy życiu, tylko... " - szeptałam spoglądając przez uchylone okno.

 Po chwili drzwi do sali otworzyły się, a w nich ujrzałam rodziców Dawida
- Proszę powiedz nam kto to zrobił. - odezwała się Pani Małgorzata (mama chłopaka)
- Ja...ja nie wiem - odparłam wstając na nogi.
- To przez Ciebie. Wynoś się ! - zaczął krzyczeć na mnie zapłakany ojciec.
- Jak to prze ze mnie ? - zapytałam spuszczając głowę.
- Zostawiłaś go, a teraz jeszcze to. Wyjdź !- ponownie krzyknął.
Po tych słowach pożegnałam się z Dawidem - całując go w policzek, a następnie minęłam stojącą parę i wyszłam. Nie przypuszczałam, że to właśnie mnie będą obwiniać za pobicie szatyna, lecz nie mogłam powiedzieć im prawdy. Marcin przez te ostatnie lata dostał już jeden wyrok w zawieszeniu, więc wolałam nie ryzykować. Idąc przez korytarz szpitalny mijałam wielu ludzi. Tak naprawdę dopiero tam dostrzegłam jak dużą ilość społeczeństwa dotyka choroba czy pech. Innymi słowy po prostu nieszczęście.
- Dziecko...- usłyszałam cichy szept staruszki, która stanęła na przeciwko mnie zagradzając mi drogę.
- Daj rękę. - powiedziała wyciągając ku mojej osobie własną dłoń.
Zgodziłam się, a wtedy starsza pani zaczęła mi wróżyć. :
- Widzę tu...- zawiesiła głos po czym zaczęła kontynuować :
- Wysokiego bruneta, który zamieszał w Twoim życiu i...mnóstwo problemów. 
- Wie pani ja się już do tego przyzwyczaiłam. - poinformowałam ją, próbując wymsknąć się z uścisku.
- Będzie trudno, lecz podołasz temu zadaniu tylko...odrób lekcje. - powiedziała poklepując moją dłoń, a następnie ruszyła przed siebie zostawiając mnie samą.
- Dziwne. - pomyślałam idąc ku frontowym drzwiom.



 no i macie kolejny rozdział.
no i mamy nowy rok szkolny o bosz...
czyli nowa szkoła, nowi ludzie itd.
oczywiście postaram się pisać tu regularnie,
lecz niczego nie obiecuje. 
mam nadzieje, że nowy rozdział się spodobał
jeśli jest taka możliwość kliknijcie 'podoba mi się'