Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że wróżka miała racje. Jej słowa były dosłownym znaczeniem tego co miało niedługo się wydarzyć i tu nie można było zgłosić 'np', gdyż najzwyczajniej było już za późno...
Po akcji z rodzicami Dawida postanowiłam, że odpuszczę sobie wizyty w szpitalu. O stanie zdrowia szatyna dowiadywałam się telefonicznie od Adriana, lecz po informacjach jakie przekazywał mi z dnia na dzień nie można było wywnioskować niczego dobrego. Dawid już od tygodnia leżał w śpiączce co nie było dobrą oznaką.
- Emi obudź się, no obudź. - usłyszałam głos młodego.
Po tych słowach momentalnie zerwałam się z łóżka kierując na niego wzrok.
- Co się stało ? - zapytałam zaniepokojona.
- Adrian dzwonił. Chcą odłączyć Dawida od aparatury. Musimy tam szybko jechać. - mówił bardzo szybko co chwile machając rękami
- Ja..jak..jak to ? - wykrztusiłam w końcu z siebie po chwili ciszy.
- Ubieraj się słyszysz ! -krzyknął ciągnąc mnie w kierunku garderoby.
W tym momencie dotarło do mnie, że Mateusz nie kłamie. Ubrałam się szybko, umyłam i wybiegliśmy z domu.
- Nie mogę nie dam rady już - przystanęłam łapiąc oddech.
- Emi błagam Cię. Dawid on...no pospiesz się. - powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Biegniemy - wyszeptałam i ruszyliśmy w kierunku szpitala.
Po jakiś pięciu minutach wbiegliśmy cali zdyszani do szpitala, a następnie pokierowaliśmy się do jego sali. Gdy weszliśmy do środka zastaliśmy tam Adriana i rodziców Dawida, którzy podpisywali jakieś papiery.
- Nie możecie - szepnęłam podchodząc do łóżka na którym leżał szatyn.
- Emilko on...sama widzisz. - odezwał się pan Robert ojciec chłopaka.
- Ja go kocham, nie pozwalam wam.On się zbudzi. Ja w to wierzę, chcę wierzyć - mówiłam ściskając dłoń nie przytomnego Dawida. Po tych słowach wszyscy wyszli z sali zostawiając mnie samą. Wiedziałam, że to znaczyło tylko jedno. To był koniec. Czas było się pożegnać. Rozstać się na długi czas.
- Nie rób mi tego proszę. Nie odchodź. - mówiłam przez łzy wtulając się w jego tors.
Ta chwila była zdecydowanie najgorszą w moim życiu. Traciłam przyjaciela ze świadomością, że już nigdy go nie odzyskam, nie zobaczę. Jeszcze to ostatnie tchnienie, ostatni sztuczny oddech i aparatura odłączona, a w głowie tysiące pytań.
- Nieeee ! Błagam ! - krzyczałam z całych sił, płacząc przy tym jak małe dziecko.
- To tylko sen, to tylko sen - powtarzałam do siebie,lecz to nic nie dało. Nie zbudziłam się, nadal byłam w tym miejscu, w tym strasznym miejscu....
no i macie nowy wpis po tak długim czasie em.
jak zwykle nie wiem czy dobrze zrobiłam no ale niech
tak zostanie ; P
swoje przemyślenia i propozycje co do dalszych rozdziałów
możecie pisać w komentarzach.
pozdrawiam : jesteś moją definicją szczęścia ; *