wtorek, 31 maja 2011

Rodział IV

Rozdział IV

-Czy on... ? - Przykro mi. -Po tych słowach coś przerwało połączenie. Wtedy oparłam się o ścianę szpitala. W moich oczach powoli zanikał kolor nadziei. - Emilko czy mogę Cię prosić na chwilkę? - Zapytał Adrian wyciągając do mnie rękę. - Tak pewnie.  O co chodzi? - Marcin odzyskał przytomność, a jego stan jest w miarę stabilny. - Ale jak to? On? - Tak, możesz iść do niego. Drugie piętro,  pierwsza sala po prawej .- Niemalże krzyknął za mną , byłam już tak daleko, że za pewne nie usłyszałabym jego normalnego tonu głosu. Jakie było moje szczęście, gdy zobaczyłam Marcina. - Wiesz jakiego mi stracha narobiłeś? Wiesz jak się czułam, gdy lekarze nie dawali Ci szans na przeżycie? - Walnęłam z grubej, po czym dodałam. - Jejku jak ja Cię kocham. Ty wariacie nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie! - Myślisz, że ja bez ciebie sobie wyobrażam. - Uśmiechnął się po czym złapał mnie za rękę. - Emila co z moim tatą? - Emm ..., a co ma być? - No przecież wiesz o co mi chodzi. - Prędzej czy później musiałabym Ci powiedzieć ... on nie żyje. Ta wróżka miała racje miał wypadek.  - Ale jak to? Nie to jest nie możliwe. - Po jego policzku spłynęła łza. - Ej, popatrz na mnie. - Zaraz po mojej prośbie jego wzrok mierzył mnie od góry do dołu. - Wszystko będzie dobrze. Mamy siebie. Rozumiesz? - A Mama wie? - Po tych słowach zadzwonił telefon Marcina. - O wilku mowa. - Powiedział po czym odebrał. Rozmawiał z nią chyba przez pół godziny. - A więc. - Zaczął po czym położył telefon na szafce, - No co powiedziała gadaj! - Przeprowadzam się, co prawda nie daleko bo tylko o jakieś 40 metrów no, ale się przeprowadzam. - po tych słowach zaczęłam liczyć, analizować odległość dzielącą nasze domy. - Czekaj, czekaj czy ty? - Tak, od dzisiaj mieszkamy razem. - Ale jak to? - No, a więc  z racji iż moja mama będzie pracowała dalej w Anglii, nie będzie się miał kto mną zająć, a sam nie mogę mieszkać. No i dlatego też moja matka i twoi rodzice wpadli na ten wspaniały pomysł. - Po tych słowach siedziałam wpatrując się w jeden punkt po czym wystrzeliłam zawalając go pomysłami dotyczącym wystroju pokoju. - Ej! Mała stop, czekaj. - No? - Ty jesteś tego pewna, chcesz ze mną mieszkać? - Ty sobie żartujesz? No wiadomo! - Wystawiłam język po czym uśmiechnęłam się od ucha do ucha wtulając się w jego ramiona , nawet się nie spostrzegłam jak na zegarku widniała godzina 23.23. - Zostaniesz prawda? - Zapytał Marcin. - Lepiej będzie jak pójdę do domu. - Nie chcę, żebyś wracała o tej porze , a w dodatku sama. - wtedy do pokoju wszedł Adrian. - Jak chcesz to ja Cię mogę podwieźć. - Uśmiechnął się po czym zwrócił się do Marcina. - Ale ty masz szczęście chłopie. Ta mała modliła się za Ciebie, gdy wszyscy w szpitalu zwątpiliśmy. Silna z niej dziewczyna jako jedyna się nie poddała. - Przyszedłeś tutaj z innego powodu prawda? - Zapytał Marcin po czym zrobił dość nietypową minę. - Owszem. Stan twojego zdrowia nie jest najlepszy. - Ale jak to przecież odzyskał przytomność? - Zapytałam po czym popatrzyłam na Marcina. - No tak, lecz to o niczym nie świadczy. W każdej chwili może nastąpić pogorszenie. - Czy on może znowu stracić przytomność? - Emilia tu chodzi o to , że to może stać się w każdej chwili, a my lekarze nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. - Ale jak to? To wy nic nie jesteście w stanie zrobić? - Niestety nie, a teraz zbieraj się. Daj mu odpocząć. Po tych słowach pożegnałam się z Marcinem, a jakieś dwadzieścia  minut później leżałam już w cieplutkim łóżeczku starając się zasnąć.

niedziela, 29 maja 2011

III Rozdział

III Rozdział . 



Kochany Pamiętniku przed 10 laty, gdy rodzice wyjechali myślałam, że już nic gorszego nie może mnie spotkać, a przy najmniej moich bliskich. Ten tydzień był koszmarny Adrian jak już wcześniej wspomniałam lekarz prowadzący poinformował mnie i Marcina, że guz z miesiąca na miesiąc robi się co raz większy, i dlatego też trzeba ustalić jak najszybszy termin operacji . No ale wróćmy do teraźniejszości…-Emi wstawaj, no wstawaj – obudził mnie głos Marcina . – co? jak? gdzie? – podniosłam się z łóżka po czym spojrzałam na jego przestraszone oczy. – gdy szedłem dzisiaj do ciebie spotkałem wróżkę . – i tylko dlatego mnie obudziłeś ? – zapytałam po czym wróciłam z powrotem do łóżka . – ona powiedziała, że mój ojciec będzie miał wypadek, - nagle jego głos zadrgał. Odwróciłam się z pytającym wzrokiem. – Co ty wygadujesz? I ty jej wierzysz? No proszę Cię. – Ja już sam nie wiem w co mam wierzyć. – po jego policzku poleciała łza. – No chodź. – wskazałam na łóżko. – A co ze szkołą? – zapytał po czym wtulił się w moje ramiona. – Widzę, że odpowiedź na to pytanie już znasz.- zaśmiałam się po czym przytuliłam go tak mocno jak tylko mogłam. – A co jeśli on…? – Nic mu się nie stanie, a co do wróżki pewnie wyszła nie dawno ze szpitala psychiatrycznego dlatego takie głupoty wygadywała. - po tych słowach na jego twarzy pojawił się od tak dawna oczekiwany prze ze mnie uśmiech. – Czasem się zastanawiam, czy ty też tam kiedyś nie wylądowałaś. – No wiesz co? – po tych słowach poczułam zimną rękę Marcina na moim policzku. – Co ty robisz? – nawet nie zdążyłam skończyć pytania, a jego ręka upadła na poduszkę. Powieki zasłoniły źrenice oczu, a on sam leżał nie ruchomo. – Marcin , Marcin – zaczęłam krzyczeć na cały pokój. – Babciu dzwoń po karetkę Marcin on… - O Boże, już dzwonię – usłyszałam zakłopotany głos Babci. Trzymałam Marcina na rękach płacząc przy tym jak małe dziecko. Wiedziałam, że jego serce mogło w każdej chwili przestać bić. Po 5 minutach przyjechało pogotowie. Stwierdzili, że muszą zabrać go do szpitala. – Czy mogę z wami jechać ? - zapytałam po czym nie czekałam dość długo na odpowiedź – No dobrze. W drodze do szpitala jeden z lekarzy zaczął krzyczeć, że go tracą, że on nie przeżyje. Nie byłam w stanie tego słuchać nie mogłam w to uwierzyć. Gdy podjechaliśmy pod szpital lekarze niemalże wybiegli z karetki krzycząc niezrozumiałe mi słowa. Wtedy zobaczyłam Adriana stał nieruchomo. Widać było, że nad czymś myśli. Podbiegłam do niego wtulając się w jego ramiona przy czym zaczęłam zadawać setki pytań. – On przeżyje prawda? On mnie nie zostawi? On będzie walczył? – Emilia słuchaj… Jeśli Marcina organizm przestanie walczyć my nie jesteśmy w stanie mu pomóc. Jedyne co nam teraz pozostaje to się modlić. – po tak strasznych słowach on po prostu odszedł. Zostawił mnie samą pośród miliona myśli . Wtedy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz na którym widniał napis „Babcia ” . – Tak słucham? – odebrałam telefon po czym przetarłam łzy. - No i co z Marcinem? – Już lepiej – owszem skłamałam, ale nie umiałam jej powiedzieć prawdy . – Emilko dzwonila do mnie mama Marcina. Jego tata...– co z nim ? – nagle stanęły mi przed oczami słowa wróżki o której opowiadał mi Marcin. - Miał wypadek.

sobota, 28 maja 2011

II Rozdział .

II Rozdział .

Z racji iż dzisiaj była sobota postanowiłam pospać troszkę dłużej. Co prawda nie można było nazwać tego spaniem, gdyż całą noc myślałam o tych dwóch słowach które padły w moim kierunku, które uderzyły z wielką siłą zabijając po drodze dokładnie wszystko. Nadzieje, miłość i przyszłość tak ważniej mi osoby jaką był Marcin. Moje rozmyślania rozwiał dźwięk nadchodzącego sms'a. „ Czekam tak gdzie zawsze. Proszę przyjdź. Marcin" . Nie minęło dziesięć minut jak byłam już na plaży. W oddali zobaczyłam czyjąś sylwetkę za pewne należała ona do niego. Zbliżając się byłam pewna, że to on. Siedział z głową spuszczoną w dół. Coś było nie tak już sama treść sms'a nie przemawiała do mnie. Podeszłam z uśmiechem na twarzy licząc, że i na jego się pojawi, lecz nadaremnie. – Siemasz, co tam?  – A, jak ma być? – Zapytał tak jak bym zabiła mu matkę. – A tobie co znowu? – Nic. - Ej dobra skończ, - Ale o co ci chodzi? - Nie tylko tobie życie  daje popalić, ale jak widzę nie dostrzegasz tego. No, ale pewnie olewaj to no bo przecież po co mieć przyjaciół. Ty sobie sam najlepiej poradzisz. Dobra ja spadam nie mam zamiaru z tobą gadać. Jak się ogarniesz to zadzwoń. – Emi poczekaj to nie tak. – Zaczęłam się oddalać nie zważając na jego prośby. Moja sylwetka powoli znikała w oddali. W pewnej chwili nie wytrzymałam zaczęłam biec z całych sił nie zwracają uwagi na innych ludzi. Łzy zaczęły spadać jedna za drugą jakby nie znały granic. Wtedy usiadłam. Zdałam sobie sprawę, że już nic nie zmienię, że już go nie uratuje, bo nie wiem jak. Ta bezsilność była nie do wytrzymania. Wtedy złapał mnie ktoś za ramię i wbrew pozoru nie był to Marcin. – Hej, coś się stało? Mogę jakoś pomóc? – Jak wynajdzie pan lek na raka, który uzdrowi mojego przyjaciela to pogadamy. – A co jeśli powiem, że jestem lekarzem? – W moich oczach nagle pojawił się promyk nadziei. – Ale jak to? To pan? – Jestem Adrian miło mi. – A ja Emilia mi również. – Ty za pewne jesteś przyjaciółką Marcina? – Skąd pan… znaczy się skąd wiesz? – Marcin dużo mi o tobie opowiadał. – Czy… ? – Tak jestem jego lekarzem prowadzącym. Poznałem go 3 miesiące temu. – Nagle w mojej głowie zaczęły pojawiać się co raz to nowe pytania. Siedziałam wpatrując się w ziemie, nie docierały do mnie żadne słowa, które wypowiadał w tym samym czasie Adrian. Może nie chciałam żeby docierały. Nagle zrobiło się ciemno. Ktoś zasłonił słońce i tym razem był to Marcin. Poczułam jego ręce na moim ciele. Były zimne, – Dlaczego? – Zapytałam po czym powtórzyłam. - Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej? Czego się bałeś? – Nie usłyszałam odpowiedzi. Marcin usiadł przede mną łapiąc mnie za rękę. Widziałam, że próbował coś powiedzieć, lecz nie wychodziło mu to. Natomiast Adrian pożegnał się z nami dając  znak ,  że najlepiej będzie jak zostawi nas samych. – Choć my też idziemy. – Próbowałam się uśmiechnąć. – Ale gdzie? – No chodź zobaczysz. Szliśmy dość długo brzegiem plaży, aż w końcu doszliśmy do miejsca które miało być naszym „ przystankiem" . Uśmiech na twarzy Marcina pojawił się mimowolnie. Zawsze jego największym marzeniem było, żeby spróbować kitesurfingu, a ja je właśnie spełniłam.- Dziękuje to… . - Tak to dla ciebie i nie dziękuj tylko leć. – zaśmiałam się po czym wskazałam na siedzącego instruktora. Przez godzinę jak nie więcej zwijałam się ze śmiechu. Marcin za każdym razem lądował w wodzie, ale za to z jaką klasą hahaha. W momencie, gdy próbował się do mnie przytulić nie zrobiło mi się tak do śmiechu był cały mokry, lecz i ja niedługo wyglądałam wcale nie lepiej od niego ( tak wylądowałam w wodzie ).  Z uśmiechem na twarzy powoli zaczęliśmy zbliżać się w kierunku domu. Marcin wymyślił, że idziemy do maka na obiad,  a potem do wesołego miasteczka. Owszem obiad był świetnym pomysłem, lecz wesołe miasteczko i pełne brzuchu nie wróżyły nic dobrego. Dlatego też skończyło się na zachodzie słońca i Tymbarku. A napis na dziś?
Me and You <3

czwartek, 26 maja 2011

I Rozdział

I rozdział :

 Emi wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły! – Obudził mnie głos babci dochodzący z salonu na dole. Już wstaję. – Odparłam po czym nie chętnie poszłam do łazienki. Nagle zadzwonił dzwonek to drzwi. – Babciu otwórz to za pewne Marcin. – Krzyknęłam mając usta pełne pasty do zębów.  – A ty znowu poplułaś lustro no wiesz co? – Zaśmiał się wchodząc do łazienki – Taaa... jak ja kocham te twoje przywitania. – Powiedziałam po czym przytuliłam go.  – To co zbieramy się do szkoły mała? – Już moment tylko ogarnę włosy i włożę coś na siebie chyba nie? – Haha ok. To ja w takim razie czekam na dole. Po pięciu minutach byłam już gotowa. Ubrana w moją ulubioną bluzę, krótkie spodenki i japonki. Po zjedzeniu kanapek, które przygotowała mi babcia ruszyliśmy w kierunku szkoły. Upał był przerażający jedyne co mnie pocieszało to,  że dzisiaj piątek a potem dwa dni wolnego. Tylko ja  plus plaża no i ewentualnie Marcin :P. Z moich jakże cudownych przemyśleń wyrwał mnie właśnie jego głos. – Mała możemy pogadać? - No pewnie. – Odparłam po czym czekałam na jak najszybszą odpowiedź. Widziałam, że coś jest nie tak. – No bo… . - Ej no gadasz czy nie? – Bo spóźnimy się do szkoły pośpiesz się. – Marcin. – Złapałam go za rękę po czym dodałam. – Jak będziesz chciał to mi powiesz ja poczekam. – Dzięki. – Odparł po czym przytulił mnie do siebie z całych sił. – A teraz chodź już bo na serio się spóźnimy do szkoły. – No idę, już. Nawet się nie spostrzegłam jak już byliśmy pod szkołą. Przyszliśmy równo z dzwonkiem. Zresztą jak zawsze. Pierwszy był Polski w sumie jakoś zleciało podobnie jak pięć pozostałych lekcji. Ze szkoły wyszłam około 14.30. Z racji iż nie dokończyliśmy naszej rozmowy Marcin zaproponował plaże plus lody. W sumie zgodziłam się, bo czemu nie? Poszłam do domu się przebrać i o 15.15 byłam już na plaży. Czekał tam gdzie zawsze trzymając w ręce dwa truskawkowe lody. - Mój ulubiony dziękuję. – Podeszłam z uśmiecham na twarzy. – No wiesz dla księżniczki zawsze to co najlepsze. – Zaśmiał się po czym zrobił smutną minę . – No dobra, a teraz gadaj co się stało.  – Mam raka. – To były najgorsze słowa jakie padły z jego ust. Nagle wszystko runęło podobnie jak dziesięć lat temu kiedy rodzice wyjechali na stałe do Anglii. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. W jego oczach było widać łzy nagle jedna za drugą zaczęły spadać wsiąkając się w piasek. Przytuliłam go nie byłam w stanie zrobić nic innego. Siedzieliśmy tak chyba przez dwadzieścia minut w kompletniej ciszy. Przerwał ją dźwięk mojego telefonu to był ojciec nie miałam teraz ochoty z nim rozmawiać odrzuciłam połączenie. Po paru minutach przyszedł sms o treści „ Córeczko za pewne masz jeszcze lekcje dlatego nie odbierasz. Właśnie dokonałem przelewu na twoje konto. "  Taa nie ma to jak ci „Kochani Rodzice" . – pomyślałam po czym w końcu wydusiłam z siebie pierwsze słowa w kierunku Marcina – Będzie dobrze zobaczysz mamy siebie. Przecież z tym się da żyć, można podjąć się operacji. – Emi obiecaj mi, że zawsze będziesz przy mnie. – Co ty wygadujesz to jest wiadome. Kocham Cię jak brata, nie mogła bym Ci tego zrobić, nie mogła bym Cię zostawić.

Wstęp .

Wstęp :


Drogi pamiętniku, mam na imię Emilia wczoraj skończyłam 16 lat. Chcę, abyś przez te kolejne lata szedł razem ze mną, czuł to samo co ja czułam przez ostatnie 9 lat. Dostałam Ciebie wczoraj, od najlepszego przyjaciela, doradcy w moim życiu, pomocnika w wielu sprawach, a zarazem brata. Powiedział, że najlepiej będzie jeżeli będę wyżalała się Tobie, dzięki czemu, będę czuła się lepiej. Zaufałam mu, dlatego od dziś zaczynam opisywać swoje życie. Zacznijmy od tego, że Marcin, nie jest moim biologicznym bratem, nazywam go tak, ponieważ jest ze mną zawsze, pomaga mi, znamy się od dziecka, wie o mnie wszystko, wie o mnie więcej niż mój własny rodzic. A co do rodziców to najchętniej ominęłabym ten temat, ale wszystko sprowadza się do nich. Te wszystkie problemy, ponury dom, ... . Tata podobnie jak mama prowadzi biznesowe życie, dla nich najlepszym sposobem porozumiewania się ze mną jest przelew na konto. Nie widziałam się z nimi już ponad 10 lat. Zajmuje się mną babcia. Od małego w moim domu liczyły się tylko pieniądze, ale nie ja. Właśnie w tym  ,,domu" wmawiano mi, że mam troszczyć się tylko o siebie, że życie jest tylko i wyłącznie w moich rękach, a najlepiej było by, gdyby znajdowały się w nich wcześniej wspomniane pieniądze. W wieku 7 lat poznałam Marcina co prawda nasza znajomość nie zaczęła się jak w bajce, ale teraz wracamy do tego z uśmiechem na twarzy. Po pewnym czasie okazało się , że chodzimy razem do klasy. Z roku na rok dowiadywaliśmy się o sobie co raz to nowych rzeczy, aż doszliśmy do tego momentu w którym wiemy o sobie wszystko. Obecnie chodzimy do 3 gimnazjum, a raczej kończymy edukacje z tą szkołą. Do zakończenia roku szkolnego pozostał nie cały miesiąc. W tym czasie chciałabym ogarnąć jakieś poprawy, bo zależy mi na tym by wyjść z dobrym wynikiem z gimnazjum.



Bardzo dziękuje Klaudii , 
która przekonała mnie do napisania tego bloga
oraz za pomoc : *