Rozdział IV
-Czy on... ? - Przykro mi. -Po tych słowach coś przerwało połączenie. Wtedy oparłam się o ścianę szpitala. W moich oczach powoli zanikał kolor nadziei. - Emilko czy mogę Cię prosić na chwilkę? - Zapytał Adrian wyciągając do mnie rękę. - Tak pewnie. O co chodzi? - Marcin odzyskał przytomność, a jego stan jest w miarę stabilny. - Ale jak to? On? - Tak, możesz iść do niego. Drugie piętro, pierwsza sala po prawej .- Niemalże krzyknął za mną , byłam już tak daleko, że za pewne nie usłyszałabym jego normalnego tonu głosu. Jakie było moje szczęście, gdy zobaczyłam Marcina. - Wiesz jakiego mi stracha narobiłeś? Wiesz jak się czułam, gdy lekarze nie dawali Ci szans na przeżycie? - Walnęłam z grubej, po czym dodałam. - Jejku jak ja Cię kocham. Ty wariacie nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie! - Myślisz, że ja bez ciebie sobie wyobrażam. - Uśmiechnął się po czym złapał mnie za rękę. - Emila co z moim tatą? - Emm ..., a co ma być? - No przecież wiesz o co mi chodzi. - Prędzej czy później musiałabym Ci powiedzieć ... on nie żyje. Ta wróżka miała racje miał wypadek. - Ale jak to? Nie to jest nie możliwe. - Po jego policzku spłynęła łza. - Ej, popatrz na mnie. - Zaraz po mojej prośbie jego wzrok mierzył mnie od góry do dołu. - Wszystko będzie dobrze. Mamy siebie. Rozumiesz? - A Mama wie? - Po tych słowach zadzwonił telefon Marcina. - O wilku mowa. - Powiedział po czym odebrał. Rozmawiał z nią chyba przez pół godziny. - A więc. - Zaczął po czym położył telefon na szafce, - No co powiedziała gadaj! - Przeprowadzam się, co prawda nie daleko bo tylko o jakieś 40 metrów no, ale się przeprowadzam. - po tych słowach zaczęłam liczyć, analizować odległość dzielącą nasze domy. - Czekaj, czekaj czy ty? - Tak, od dzisiaj mieszkamy razem. - Ale jak to? - No, a więc z racji iż moja mama będzie pracowała dalej w Anglii, nie będzie się miał kto mną zająć, a sam nie mogę mieszkać. No i dlatego też moja matka i twoi rodzice wpadli na ten wspaniały pomysł. - Po tych słowach siedziałam wpatrując się w jeden punkt po czym wystrzeliłam zawalając go pomysłami dotyczącym wystroju pokoju. - Ej! Mała stop, czekaj. - No? - Ty jesteś tego pewna, chcesz ze mną mieszkać? - Ty sobie żartujesz? No wiadomo! - Wystawiłam język po czym uśmiechnęłam się od ucha do ucha wtulając się w jego ramiona , nawet się nie spostrzegłam jak na zegarku widniała godzina 23.23. - Zostaniesz prawda? - Zapytał Marcin. - Lepiej będzie jak pójdę do domu. - Nie chcę, żebyś wracała o tej porze , a w dodatku sama. - wtedy do pokoju wszedł Adrian. - Jak chcesz to ja Cię mogę podwieźć. - Uśmiechnął się po czym zwrócił się do Marcina. - Ale ty masz szczęście chłopie. Ta mała modliła się za Ciebie, gdy wszyscy w szpitalu zwątpiliśmy. Silna z niej dziewczyna jako jedyna się nie poddała. - Przyszedłeś tutaj z innego powodu prawda? - Zapytał Marcin po czym zrobił dość nietypową minę. - Owszem. Stan twojego zdrowia nie jest najlepszy. - Ale jak to przecież odzyskał przytomność? - Zapytałam po czym popatrzyłam na Marcina. - No tak, lecz to o niczym nie świadczy. W każdej chwili może nastąpić pogorszenie. - Czy on może znowu stracić przytomność? - Emilia tu chodzi o to , że to może stać się w każdej chwili, a my lekarze nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. - Ale jak to? To wy nic nie jesteście w stanie zrobić? - Niestety nie, a teraz zbieraj się. Daj mu odpocząć. Po tych słowach pożegnałam się z Marcinem, a jakieś dwadzieścia minut później leżałam już w cieplutkim łóżeczku starając się zasnąć.