II Rozdział .
Z racji iż dzisiaj była sobota postanowiłam pospać troszkę dłużej. Co prawda nie można było nazwać tego spaniem, gdyż całą noc myślałam o tych dwóch słowach które padły w moim kierunku, które uderzyły z wielką siłą zabijając po drodze dokładnie wszystko. Nadzieje, miłość i przyszłość tak ważniej mi osoby jaką był Marcin. Moje rozmyślania rozwiał dźwięk nadchodzącego sms'a. „ Czekam tak gdzie zawsze. Proszę przyjdź. Marcin" . Nie minęło dziesięć minut jak byłam już na plaży. W oddali zobaczyłam czyjąś sylwetkę za pewne należała ona do niego. Zbliżając się byłam pewna, że to on. Siedział z głową spuszczoną w dół. Coś było nie tak już sama treść sms'a nie przemawiała do mnie. Podeszłam z uśmiechem na twarzy licząc, że i na jego się pojawi, lecz nadaremnie. – Siemasz, co tam? – A, jak ma być? – Zapytał tak jak bym zabiła mu matkę. – A tobie co znowu? – Nic. - Ej dobra skończ, - Ale o co ci chodzi? - Nie tylko tobie życie daje popalić, ale jak widzę nie dostrzegasz tego. No, ale pewnie olewaj to no bo przecież po co mieć przyjaciół. Ty sobie sam najlepiej poradzisz. Dobra ja spadam nie mam zamiaru z tobą gadać. Jak się ogarniesz to zadzwoń. – Emi poczekaj to nie tak. – Zaczęłam się oddalać nie zważając na jego prośby. Moja sylwetka powoli znikała w oddali. W pewnej chwili nie wytrzymałam zaczęłam biec z całych sił nie zwracają uwagi na innych ludzi. Łzy zaczęły spadać jedna za drugą jakby nie znały granic. Wtedy usiadłam. Zdałam sobie sprawę, że już nic nie zmienię, że już go nie uratuje, bo nie wiem jak. Ta bezsilność była nie do wytrzymania. Wtedy złapał mnie ktoś za ramię i wbrew pozoru nie był to Marcin. – Hej, coś się stało? Mogę jakoś pomóc? – Jak wynajdzie pan lek na raka, który uzdrowi mojego przyjaciela to pogadamy. – A co jeśli powiem, że jestem lekarzem? – W moich oczach nagle pojawił się promyk nadziei. – Ale jak to? To pan? – Jestem Adrian miło mi. – A ja Emilia mi również. – Ty za pewne jesteś przyjaciółką Marcina? – Skąd pan… znaczy się skąd wiesz? – Marcin dużo mi o tobie opowiadał. – Czy… ? – Tak jestem jego lekarzem prowadzącym. Poznałem go 3 miesiące temu. – Nagle w mojej głowie zaczęły pojawiać się co raz to nowe pytania. Siedziałam wpatrując się w ziemie, nie docierały do mnie żadne słowa, które wypowiadał w tym samym czasie Adrian. Może nie chciałam żeby docierały. Nagle zrobiło się ciemno. Ktoś zasłonił słońce i tym razem był to Marcin. Poczułam jego ręce na moim ciele. Były zimne, – Dlaczego? – Zapytałam po czym powtórzyłam. - Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej? Czego się bałeś? – Nie usłyszałam odpowiedzi. Marcin usiadł przede mną łapiąc mnie za rękę. Widziałam, że próbował coś powiedzieć, lecz nie wychodziło mu to. Natomiast Adrian pożegnał się z nami dając znak , że najlepiej będzie jak zostawi nas samych. – Choć my też idziemy. – Próbowałam się uśmiechnąć. – Ale gdzie? – No chodź zobaczysz. Szliśmy dość długo brzegiem plaży, aż w końcu doszliśmy do miejsca które miało być naszym „ przystankiem" . Uśmiech na twarzy Marcina pojawił się mimowolnie. Zawsze jego największym marzeniem było, żeby spróbować kitesurfingu, a ja je właśnie spełniłam.- Dziękuje to… . - Tak to dla ciebie i nie dziękuj tylko leć. – zaśmiałam się po czym wskazałam na siedzącego instruktora. Przez godzinę jak nie więcej zwijałam się ze śmiechu. Marcin za każdym razem lądował w wodzie, ale za to z jaką klasą hahaha. W momencie, gdy próbował się do mnie przytulić nie zrobiło mi się tak do śmiechu był cały mokry, lecz i ja niedługo wyglądałam wcale nie lepiej od niego ( tak wylądowałam w wodzie ). Z uśmiechem na twarzy powoli zaczęliśmy zbliżać się w kierunku domu. Marcin wymyślił, że idziemy do maka na obiad, a potem do wesołego miasteczka. Owszem obiad był świetnym pomysłem, lecz wesołe miasteczko i pełne brzuchu nie wróżyły nic dobrego. Dlatego też skończyło się na zachodzie słońca i Tymbarku. A napis na dziś?
Me and You <3
świetne, świetne, świetne ; ***
OdpowiedzUsuń