niedziela, 29 maja 2011

III Rozdział

III Rozdział . 



Kochany Pamiętniku przed 10 laty, gdy rodzice wyjechali myślałam, że już nic gorszego nie może mnie spotkać, a przy najmniej moich bliskich. Ten tydzień był koszmarny Adrian jak już wcześniej wspomniałam lekarz prowadzący poinformował mnie i Marcina, że guz z miesiąca na miesiąc robi się co raz większy, i dlatego też trzeba ustalić jak najszybszy termin operacji . No ale wróćmy do teraźniejszości…-Emi wstawaj, no wstawaj – obudził mnie głos Marcina . – co? jak? gdzie? – podniosłam się z łóżka po czym spojrzałam na jego przestraszone oczy. – gdy szedłem dzisiaj do ciebie spotkałem wróżkę . – i tylko dlatego mnie obudziłeś ? – zapytałam po czym wróciłam z powrotem do łóżka . – ona powiedziała, że mój ojciec będzie miał wypadek, - nagle jego głos zadrgał. Odwróciłam się z pytającym wzrokiem. – Co ty wygadujesz? I ty jej wierzysz? No proszę Cię. – Ja już sam nie wiem w co mam wierzyć. – po jego policzku poleciała łza. – No chodź. – wskazałam na łóżko. – A co ze szkołą? – zapytał po czym wtulił się w moje ramiona. – Widzę, że odpowiedź na to pytanie już znasz.- zaśmiałam się po czym przytuliłam go tak mocno jak tylko mogłam. – A co jeśli on…? – Nic mu się nie stanie, a co do wróżki pewnie wyszła nie dawno ze szpitala psychiatrycznego dlatego takie głupoty wygadywała. - po tych słowach na jego twarzy pojawił się od tak dawna oczekiwany prze ze mnie uśmiech. – Czasem się zastanawiam, czy ty też tam kiedyś nie wylądowałaś. – No wiesz co? – po tych słowach poczułam zimną rękę Marcina na moim policzku. – Co ty robisz? – nawet nie zdążyłam skończyć pytania, a jego ręka upadła na poduszkę. Powieki zasłoniły źrenice oczu, a on sam leżał nie ruchomo. – Marcin , Marcin – zaczęłam krzyczeć na cały pokój. – Babciu dzwoń po karetkę Marcin on… - O Boże, już dzwonię – usłyszałam zakłopotany głos Babci. Trzymałam Marcina na rękach płacząc przy tym jak małe dziecko. Wiedziałam, że jego serce mogło w każdej chwili przestać bić. Po 5 minutach przyjechało pogotowie. Stwierdzili, że muszą zabrać go do szpitala. – Czy mogę z wami jechać ? - zapytałam po czym nie czekałam dość długo na odpowiedź – No dobrze. W drodze do szpitala jeden z lekarzy zaczął krzyczeć, że go tracą, że on nie przeżyje. Nie byłam w stanie tego słuchać nie mogłam w to uwierzyć. Gdy podjechaliśmy pod szpital lekarze niemalże wybiegli z karetki krzycząc niezrozumiałe mi słowa. Wtedy zobaczyłam Adriana stał nieruchomo. Widać było, że nad czymś myśli. Podbiegłam do niego wtulając się w jego ramiona przy czym zaczęłam zadawać setki pytań. – On przeżyje prawda? On mnie nie zostawi? On będzie walczył? – Emilia słuchaj… Jeśli Marcina organizm przestanie walczyć my nie jesteśmy w stanie mu pomóc. Jedyne co nam teraz pozostaje to się modlić. – po tak strasznych słowach on po prostu odszedł. Zostawił mnie samą pośród miliona myśli . Wtedy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz na którym widniał napis „Babcia ” . – Tak słucham? – odebrałam telefon po czym przetarłam łzy. - No i co z Marcinem? – Już lepiej – owszem skłamałam, ale nie umiałam jej powiedzieć prawdy . – Emilko dzwonila do mnie mama Marcina. Jego tata...– co z nim ? – nagle stanęły mi przed oczami słowa wróżki o której opowiadał mi Marcin. - Miał wypadek.

5 komentarzy: