Rozdział XXXIV
Dotknęłam jego zimnej dłoni próbując wyszukać pulsu, lecz nadaremnie. Spojrzałam przez okno wiedziałam, że to koniec. Koniec jego życia na tym świecie. Krzyczałam przy czym serce rozrywało klatkę piersiową. Łzy nie dawały mi zaczerpnąć powietrza. Powoli, ale skutecznie spadały po moich policzkach obijając się o ciało nie żyjącego chłopaka. Przytuliłam go ostatni raz zaciągając się zapachem jego perfum.
- Żegnaj - wyszeptałam wstając i odchodząc od łóżka, po czym pokierowałam się w kierunku drzwi.
- Nie żyje. Zabiliście go.! - wykrzyczałam w twarz Adriana i pozostałych lekarzy stojących przed drzwiami.
- Zadowoleni ? - zapytałam spuszczając wzrok i idąc dalej przez długi korytarz szpitalny.
W myślach miałam tylko jego pytanie ' Dlaczego ? ' Kiedy wyszłam już z szpitala powędrowałam na najbliższą ławkę.
- Nie mam siły, rozumiesz ? Nie mam siły. - krzyknęłam spoglądając w niebo.
- On tego by nie chciał. Nie chciałby żebyś teraz się poddała. Pomyśl o nim - usłyszałam męski głos, a chwilę później przez łzy dostrzegłam znajomą mi postać, która usiadała obok mnie na drewnianej ławce.
- Dziwne, że o mnie jakoś nikt nie pomyślał, gdy odłączaliście tą cholerną aparaturę. Gdzie wtedy byłam ja i moje uczucia ? Pytam się gdzie ? On miał jeszcze szanse żyć, a wy mu tą szanse odebraliście. - szeptałam chowając głowę w podkurczonych nogach.
- Nie mogliśmy dłużej utrzymywać go przy życiu. Nie rozumiesz, że jego organizm nie walczył ? - zapytał.
- Nie, nie rozumiem. - odpowiedziałam chamsko przypominając sobie o najważniejszym.
- Ja, ja muszę iść - powiedziałam pośpiesznie po czym wstałam z ławki i ruszyłam w stronę bloków.
- Emilia zaczekaj - krzyknął lekarz, lecz nie zwróciłam na niego uwagi i szłam dalej przed siebie.
Po drodze zaczęłam się zastanawiać, co zrobić, jak się zachować, ale jednego byłam pewna musiałam z nim porozmawiać, nie było innego wyjścia.
- Marcin - szepnęłam, gdy zobaczyłam chłopaka na ławce pod blokiem.
- Emilia musimy pogadać - powiedział donośnym głosem wstając z ławki i idąc w moim kierunku.
- Wiem musimy. - odpowiedziałam stając przed chłopakiem.
- Dawid on nie żyje - wyszeptałam ściskając pięści z bólu jaki towarzyszył memu sercu.
- Ale jak to ? - zapytał z niedowierzaniem.
- Zabiłeś go rozumiesz ? Zabiłeś ! Twoja chora miłość do mnie go zabiła. - zaczęłam walić go pięściami po torsie.
- Uspokój się - krzyknął przytulając mnie do siebie.
Wtedy poczułam łzy, które obijały się o moją koszulkę. To były łzy Marcina.
- Ej...- szturchnęłam jego ramię lecz ten nic nie odpowiedział.
Wiedziałam ile go to bolało. Mimo wszystko w końcu wydusiłam z siebie parę słów.
- Wiem, wiem, że jego życia już nic nie zwróci, ale pogódźmy się proszę. Mam dość tych bezsensownych kłótni.
Po tych słowach poczułam jego ciepłe usta na moim policzku.
- Kocham Cię siostra - wyszeptał przytulając mnie z całych sił.
Koniec !
W ten oto sposób kończę z tym blogiem.
Emm... chciałabym serdecznie podziękować Ani, Klaudi i Monice jesteście wielkie <3
No i oczywiście wszystkim pozostałym czytelniczkom i czytelnikom.
Byliście ze mną przez tak długi czas, no ale pora sie rozstać. ; *
Jeśli zacznę pisać nowe opowiadanie z pewnością napiszę wam tu link. . .
a tym czasem żegnam się z wami i mam nadzieje, że nie długo powiem dzień dobry : *
pozdrawiam :
jesteś moją definicją szczęścia <3