piątek, 6 stycznia 2012

INFORMACJA !

Informacja...!
przepraszam Was kochani, ale  nad zwyczajniej w świecie
nie umiem już kontynuować tego opowiadania...
wspomnienia mi na to nie pozwalają, 
dlatego też proszę :
Oto mój nowy blog mam nadzieje, że 
to opowiadanie również Wam się spodoba :*


poniedziałek, 21 listopada 2011

Rozdział XXXVI

Rozdział XXXVI

Idąc w kierunku autobusu rozmyślałam o blondynie. Zastanawiał mnie fakt, że to akurat na mnie zwrócił swoją uwagę po wejściu do klasy, zastanawiał mnie fakt, że pomógł mi gdy Młody rzucił się na mnie z pięściami.
- Czyżby kolejna miłość ? A może kolejny frajer czekający na to by kogoś zranić ? - po głowie chodziło mi pełno myśli.
Wtedy poczułam na sobie czyjś wzrok.
- Czego ? - zapytałam odwracając się w stronę kumpeli, która najwyraźniej biegała za mną całą drogę, gdyż była bardzo zmachana.
- Emilia chodź szybko, chodź - krzyknęła po czym złapała mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w kierunku szkoły.
- Ale..ej , a autobus ? - powiedziałam lekko zdezorientowana.
- Kuba, Młody no chodź...! - ponownie podniosła na mnie głos, ale tym razem wiedziałam, że Majka nie żartuje.
Biegnąc w stronę chłopaków wywaliłabym się chyba z trzy razy, jak nie więcej.
- Pieprzona zima. - skomentowałam w myślach, a następnie przyspieszyłam...
Po jakiś dwóch minutach byłyśmy już na miejscu. Przed szkołą panował straszny chaos, gdyż wszyscy zaczęli się właśnie rozchodzić.
- Majka tam. - szepnęłam do koleżanki, gdy tylko zobaczyłam blondyna leżącego na ziemi, a następnie obie podeszłyśmy do chłopaka klękając przy nim
- Żyjesz? - zapytałam.
- Nie...zrób mi usta, usta - odpowiedział udając martwego, przy czym zrobił " dzióbka "
- Chyba śnisz - skomentowałam wstając na proste nogi.
- Oj tam, oj tam. - powiedział, a następnie zrobił to samo
Dopiero gdy chłopak wstał zauważyłam, że ma podbite oko.
- Ej co się tak gapisz, aż tak źle ? - zapytał robiąc tą swoją minę " przede mną nic nie ukryjesz "
- Jesteś cały mokry, nie możesz się tak pokazać w domu...Pójdziesz do mnie. - zmieniłam temat, a Majka stanęła jak wryta.
- A jak mnie zgwałcisz ? - zaśmiał się podnosząc plecak z ziemi.
- Nie przejmuj się nie będzie tak źle. - odpowiedziałam spoglądając na Kubę, a następnie na kumpele.
- To ja żegnam was zboczeńce - odezwała sie Majka po czym odwróciła się i ruszyła w stronę szkoły.
Następnie oboje spojrzeliśmy na siebie znacząco i ruszyliśmy w kierunku przystanku autobusowego. Gdy autobus stanął przed moimi oczami i otworzyły się drzwi weszłam do środka, a zaraz za mną blondyn. 
- Może tutaj ? - zapytał wskazując na wolne miejsce na przodzie.
- Mhm - przytaknęłam siadając koło okna, a chwile potem poczułam jak chłopak rozpycha się na siedzeniu obok.
Jadąc autobusie prawie w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy, tylko od czasu do czasu spoglądałam na niego ukradkiem , dostrzegając ten szeroki uśmiech i oczy, które w tym momencie były przepełnione szczęściem. 
- Zimno Ci ? - zapytał gdy wyszliśmy już z autobusu.
- Z lekka, ale to niedaleko dam radę. - odpowiedziałam chowając ręce w kieszeniach od kurtki.
Wtedy spojrzałam na chłopaka zadając sobie jedno pytanie. 
- Co ten głupek znowu robi ?
- Masz - powiedział ściągając ze siebie kurtkę i okrywając mnie nią. 
- Zgłupiałeś przeziębisz się...
- Powiedziałaś, że to niedaleko - wtrącił ruszając na przód.
- Głupek - szepnęłam pod nosem. 
- Ej słyszałem - skomentował, a ja wtuliłam się z jego zimne ciało.
Kiedy byliśmy przed klatką nasze ciała rozdzieliły się, gdyż było nam trudno przejść przez frontowe drzwi.Następnie weszliśmy na schody i pokierowaliśmy się na piętro na którym znajdowało się moje mieszkanie.
- Otworzysz ? - zapytałam chłopaka podając mu klucze od mieszkania. 
- Nie boisz się, że z nimi ucieknę ? - zaśmiał się odbierając ode mnie klucze, a następnie wkładając do zamka.
- Daleko nie uciekniesz. Mam twoją kurtkę 
Wtedy zza naszych pleców rozległ się dźwięk otwierających drzwi od mieszkania Młodego w których stanął Marcin. Po jego minie można było wywnioskować, że nie jest w dobrym humorze...


tak więc no...kolejny rozdział za mną.
w sumie jestem ciekawa co wpadnie mi do tego łba.
mam wiele pomysłów na kolejny rozdział no ale. 
który wybrać ? 
eh...no nic zobaczymy : D
trzymajcie się cieplusio w te mroźne wieczory 
pozdrawiam : 
jesteśmojądefinicjąszcześcia


czwartek, 17 listopada 2011

Rozdział XXXV.

Rozdział XXXV

Trzy miesiące później...
Drogi pamiętniku minęły trzy miesiące od tego cholernego zdarzenia, i mimo iż minęło tak wiele czasu do tej pory nie umiem zapomnieć o tak ważniej osobie jaką był Dawid. Zmieniłam się jak to uważa Marcin, który cały czas wspiera mnie swoim męskim ramieniem. Przez pierwszy miesiąc po śmierci Dawida mieszkałam razem z rodzicami i babcią. Wiedziałam, że próbowali omijać mnie i mój czarny humor, lecz ja w tamtych chwilach potrzebowałam miłości jaką umieli darzyć swe dzieci tylko rodzice. No ale niestety nie otrzymałam tego...Po miesiącu wróciłam do swojego mieszkania, i choć było dla mnie rzeczą ciężką wróciłam także do szkoły. Pierwsze dni nie były kolorowe. Gdy tylko przekraczałam próg szkoły od razu zaczynały się ciche szepty i potajemne gadki. Każdy wzrok był skierowany w moim kierunku, no ale wróćmy już do rzeczywistości...
- Moi drodzy proszę otworzyć książki na stronie 78. - poinformowała nas nauczycielka ponownie wracając do pisania na tablicy.
Wtedy do sali wszedł nauczyciel, a zaraz za nim ciemnooki blondyn. Najpierw zaczął szeptać coś do nauczycielki, a następnie przemówił do nas.
- To jest Wasz nowy kolega Kuba. - powiedział wskazując na chłopaka.
- Tsa elo...- syknął chłopak po czym skierował wzrok na ziemię.
- Mam nadzieję, że przyjmiecie go jak najlepiej. Kuba przeprowadził się do nas niedawno i nasze miasto jest mu obce dlatego bądźcie dla niego wyrozumiali...
- A teraz Kuba usiądź proszę tam koło Emilii.- wtrąciła nauczycielka wskazując palcem na wolne miejsce w mojej ławce.
- No to będzie się działo - pomyślałam, gdy chłopak zaczął iść w kierunku ławki.
- Kuba jestem miło mi. - powiedział wyciągając rękę w moim kierunku, gdy tylko zasiadł obok mnie.
- Em...a ja Emilia. - syknęłam pod nosem wracając do czytania tego co zadała nam niedawno nauczycielka.
Pozostała część lekcji minęła tak szybko jak jej początek. Następnie przerwa, kolejne 6 lekcji kiszenia się w szkole, a kiedy wyszłam byłam najprawdopodobniej najszczęśliwszą osobą na świecie.Eh...do czasu...
- Młoda chodź no tu - usłyszałam znajomy głos, a gdy się tylko odwróciłam zauważyłam Młodego, którego dziś nie było w szkole.
- Czego chcesz ? - zapytałam spoglądając na chłopaka.
- Idziesz z nami do palarni ?
- Nie nigdzie nie idę. - odpowiedziałam chamsko ruszając przed siebie.
- Ej co jest ? - syknął łapiąc mnie za nadgarstek.
- To że już kolejny dzień ćpasz razem z Marcinem. Masz olewke na mnie i na wszystko co jest wokoło. Po cholere idziesz do palarni jak Twój pokój ją przypomina ? - krzyczałam patrząc się prosto w oczy Młodego.
Wtedy oboje zaczęliśmy się szarpać. Po chwili wylądowałam na ziemi, a oczy zapełniły się łzami. Podnosząc wzrok zauważyłam Mateusza, który w obecnej chwili kłócił się z Kubą.
- Zostaw ją w spokoju ! - krzyknął Kuba, a brunet odwrócił się i ruszył w kierunku kumpli. - Nic Ci nie jest ? - zapytał podając mi rękę abym wstała.
- Nie nic - odpowiedziałam, a następnie sama próbowałam wstać. - I z łaski swojej nie wtrącaj się gdyż nie wiesz o co chodzi. Nie znasz nas. - posłałam mu wrogie spojrzenie, a następnie pozostawiłam blondyna samego pośród białego puchu, który właśnie zaczął spadać z nieba.



No tak, tak wróciłam...
mam nadzieję, że spodobał Wam się mój powrót
i oczywiście ten rozdział <3
a co do bohaterki to jak widzicie jeszcze długo droga do miłości
no ale o tym przekonacie się w najbliższym czasie. 
pozdrawiam : 
jesteś moją definicją szczęścia.

Wróciłaamm : *

No i wracam...
Tak trudno żyć bez tego bloga, 
bez uczuć jakie tu wylewam i smutku jaki mi towarzyszy...
Dlatego oficjalnie i definitywnie wracam do Was Moi Kochani ; *
mam nadzieje, że spodobają się Wam dalsze losy bohaterki : 
pozdrawiam : 
jesteś moją definicją szczęścia ; *

środa, 5 października 2011

Rozdział XXXIV - ostatni.

Rozdział XXXIV

Dotknęłam jego zimnej dłoni próbując wyszukać pulsu, lecz nadaremnie. Spojrzałam przez okno wiedziałam, że to koniec. Koniec jego życia na tym świecie. Krzyczałam przy czym serce rozrywało klatkę piersiową. Łzy nie dawały mi zaczerpnąć powietrza. Powoli, ale skutecznie spadały po moich policzkach obijając się o ciało nie żyjącego chłopaka. Przytuliłam go ostatni raz zaciągając się zapachem jego perfum.
- Żegnaj - wyszeptałam wstając i odchodząc od łóżka, po czym pokierowałam się w kierunku drzwi. 
- Nie żyje. Zabiliście go.! - wykrzyczałam w twarz Adriana i pozostałych lekarzy stojących przed drzwiami. 
- Zadowoleni ? - zapytałam spuszczając wzrok i idąc dalej przez długi korytarz szpitalny. 
W myślach miałam tylko jego pytanie ' Dlaczego ? ' Kiedy wyszłam już z szpitala powędrowałam na najbliższą ławkę. 
- Nie mam siły, rozumiesz ? Nie mam siły. - krzyknęłam spoglądając w niebo. 
- On tego by nie chciał. Nie chciałby żebyś teraz się poddała. Pomyśl o nim - usłyszałam męski głos, a chwilę później przez łzy dostrzegłam znajomą mi postać, która usiadała obok mnie na drewnianej ławce.
- Dziwne, że o mnie jakoś nikt nie pomyślał, gdy odłączaliście tą cholerną aparaturę. Gdzie wtedy byłam ja i moje uczucia ? Pytam się gdzie ? On miał jeszcze szanse żyć, a wy mu tą szanse odebraliście. - szeptałam chowając głowę w podkurczonych nogach.
- Nie mogliśmy dłużej utrzymywać go przy życiu. Nie rozumiesz, że jego organizm nie walczył ? - zapytał.
- Nie, nie rozumiem. - odpowiedziałam chamsko przypominając sobie o najważniejszym. 
- Ja, ja muszę iść - powiedziałam pośpiesznie po czym wstałam z ławki i ruszyłam w stronę bloków.
- Emilia zaczekaj - krzyknął lekarz, lecz nie zwróciłam na niego uwagi i szłam dalej przed siebie. 
Po drodze zaczęłam się zastanawiać, co zrobić, jak się zachować, ale jednego byłam pewna musiałam z nim porozmawiać, nie było innego wyjścia.
- Marcin - szepnęłam, gdy zobaczyłam chłopaka na ławce pod blokiem.
- Emilia musimy pogadać - powiedział donośnym głosem wstając z ławki i idąc w moim kierunku. 
- Wiem musimy. - odpowiedziałam stając przed chłopakiem.
- Dawid on nie żyje - wyszeptałam ściskając pięści z bólu jaki towarzyszył memu sercu. 
- Ale jak to ? - zapytał z niedowierzaniem. 
- Zabiłeś go rozumiesz ? Zabiłeś ! Twoja chora miłość do mnie go zabiła. - zaczęłam walić go pięściami  po torsie. 
- Uspokój się - krzyknął przytulając mnie do siebie. 
Wtedy poczułam łzy, które obijały się o moją koszulkę. To były łzy Marcina. 
- Ej...- szturchnęłam jego ramię lecz ten nic nie odpowiedział. 
Wiedziałam ile go to bolało. Mimo wszystko w końcu wydusiłam z siebie parę słów. 
- Wiem, wiem, że jego życia już nic nie zwróci, ale pogódźmy się proszę. Mam dość tych bezsensownych kłótni. 
Po tych słowach poczułam jego ciepłe usta na moim policzku. 
- Kocham Cię siostra - wyszeptał przytulając mnie z całych sił. 




Koniec !

W ten oto sposób kończę z tym blogiem. 
Emm... chciałabym serdecznie podziękować Ani, Klaudi i Monice jesteście wielkie <3
No i oczywiście wszystkim pozostałym czytelniczkom i czytelnikom. 
Byliście ze mną przez tak długi czas, no ale pora sie rozstać. ; *
Jeśli zacznę pisać nowe opowiadanie z pewnością napiszę wam tu link. . . 
a tym czasem żegnam się z wami i mam nadzieje, że nie długo powiem dzień dobry : * 
pozdrawiam : 
jesteś moją definicją szczęścia <3




piątek, 16 września 2011

Rozdział XXXIII

Rozdział XXXIII

Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że wróżka miała racje. Jej słowa były dosłownym znaczeniem tego co miało niedługo się wydarzyć i tu nie można było zgłosić 'np', gdyż najzwyczajniej było już za późno...
Po akcji z rodzicami Dawida postanowiłam, że odpuszczę sobie wizyty w szpitalu. O stanie zdrowia szatyna dowiadywałam się telefonicznie od Adriana, lecz po informacjach jakie przekazywał mi z dnia na dzień nie można było wywnioskować niczego dobrego. Dawid już od tygodnia leżał w śpiączce co nie było dobrą oznaką.
- Emi obudź się, no obudź. - usłyszałam głos młodego.
Po tych słowach momentalnie zerwałam się z łóżka kierując na niego wzrok.
- Co się stało ? - zapytałam zaniepokojona.
- Adrian dzwonił. Chcą odłączyć Dawida od aparatury. Musimy tam szybko jechać. - mówił bardzo szybko co chwile machając rękami
- Ja..jak..jak to ? - wykrztusiłam w końcu z siebie po chwili ciszy.
- Ubieraj się słyszysz ! -krzyknął ciągnąc mnie w kierunku garderoby.
W tym momencie dotarło do mnie, że Mateusz nie kłamie. Ubrałam się szybko, umyłam i wybiegliśmy z domu.
- Nie mogę nie dam rady już - przystanęłam łapiąc oddech.
- Emi błagam Cię. Dawid on...no pospiesz się. - powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Biegniemy - wyszeptałam i ruszyliśmy w kierunku szpitala.
Po jakiś pięciu minutach wbiegliśmy cali zdyszani do szpitala, a następnie pokierowaliśmy się do jego sali. Gdy weszliśmy do środka zastaliśmy tam Adriana i rodziców Dawida, którzy podpisywali jakieś papiery.
- Nie możecie - szepnęłam podchodząc do łóżka na którym leżał szatyn.
- Emilko on...sama widzisz. - odezwał się pan Robert ojciec chłopaka.
- Ja go kocham, nie pozwalam wam.On się zbudzi. Ja w to wierzę, chcę wierzyć - mówiłam ściskając dłoń nie przytomnego Dawida.  Po tych słowach wszyscy wyszli z sali zostawiając mnie samą. Wiedziałam, że to znaczyło tylko jedno. To był koniec. Czas było się pożegnać. Rozstać się na długi czas.
- Nie rób mi tego proszę. Nie odchodź. - mówiłam przez łzy wtulając się w jego tors.
Ta chwila była zdecydowanie najgorszą w moim życiu. Traciłam przyjaciela ze świadomością, że już nigdy go nie odzyskam, nie zobaczę. Jeszcze to ostatnie tchnienie, ostatni sztuczny oddech i aparatura odłączona, a w głowie tysiące pytań.
- Nieeee ! Błagam ! - krzyczałam z całych sił, płacząc przy tym jak małe dziecko.
- To tylko sen, to tylko sen - powtarzałam do siebie,lecz to nic nie dało. Nie zbudziłam się, nadal byłam w tym miejscu, w tym strasznym miejscu....



no i macie nowy wpis po tak długim czasie em.
jak zwykle nie wiem czy dobrze zrobiłam no ale niech 
tak zostanie ; P
swoje przemyślenia i propozycje co do dalszych rozdziałów 
możecie pisać w komentarzach.
pozdrawiam : jesteś moją definicją szczęścia ; *





czwartek, 1 września 2011

Rozdział XXXII

Rozdział XXXII

Stojąc przed drzwiami ogarnął mnie strach. Nie wiedziałam czy naprawdę tego chce, lecz mimo wszystko postanowiłam wejść. Przycisnęłam lekko klamkę, popchałam drzwi, a to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy. Podeszłam bliżej....Dawid był w strasznym stanie. Przez bandaże przebijała się krew, a w mojej głowie było tylko jedno pytanie :
- Dlaczego...?
Zadając je uklękłam przy łóżku nieprzytomnego chłopaka i zaczęłam się modlić. Nie wiedziałam dlaczego to robię. Być może w tym momencie to on był jedynym ratunkiem ?

" Pamiętasz ?Pamiętasz jak Marcin leżał w szpitalu i mi pomogłeś ? Modlitwa mi pomogła. I wiem, że zwracam się do Ciebie tylko gdy czegoś potrzebuje, ale ty jesteś moim ostatnim wyjściem. Widzisz w jakim jest on stanie. Tylko ta aparatura trzyma go przy życiu, tylko... " - szeptałam spoglądając przez uchylone okno.

 Po chwili drzwi do sali otworzyły się, a w nich ujrzałam rodziców Dawida
- Proszę powiedz nam kto to zrobił. - odezwała się Pani Małgorzata (mama chłopaka)
- Ja...ja nie wiem - odparłam wstając na nogi.
- To przez Ciebie. Wynoś się ! - zaczął krzyczeć na mnie zapłakany ojciec.
- Jak to prze ze mnie ? - zapytałam spuszczając głowę.
- Zostawiłaś go, a teraz jeszcze to. Wyjdź !- ponownie krzyknął.
Po tych słowach pożegnałam się z Dawidem - całując go w policzek, a następnie minęłam stojącą parę i wyszłam. Nie przypuszczałam, że to właśnie mnie będą obwiniać za pobicie szatyna, lecz nie mogłam powiedzieć im prawdy. Marcin przez te ostatnie lata dostał już jeden wyrok w zawieszeniu, więc wolałam nie ryzykować. Idąc przez korytarz szpitalny mijałam wielu ludzi. Tak naprawdę dopiero tam dostrzegłam jak dużą ilość społeczeństwa dotyka choroba czy pech. Innymi słowy po prostu nieszczęście.
- Dziecko...- usłyszałam cichy szept staruszki, która stanęła na przeciwko mnie zagradzając mi drogę.
- Daj rękę. - powiedziała wyciągając ku mojej osobie własną dłoń.
Zgodziłam się, a wtedy starsza pani zaczęła mi wróżyć. :
- Widzę tu...- zawiesiła głos po czym zaczęła kontynuować :
- Wysokiego bruneta, który zamieszał w Twoim życiu i...mnóstwo problemów. 
- Wie pani ja się już do tego przyzwyczaiłam. - poinformowałam ją, próbując wymsknąć się z uścisku.
- Będzie trudno, lecz podołasz temu zadaniu tylko...odrób lekcje. - powiedziała poklepując moją dłoń, a następnie ruszyła przed siebie zostawiając mnie samą.
- Dziwne. - pomyślałam idąc ku frontowym drzwiom.



 no i macie kolejny rozdział.
no i mamy nowy rok szkolny o bosz...
czyli nowa szkoła, nowi ludzie itd.
oczywiście postaram się pisać tu regularnie,
lecz niczego nie obiecuje. 
mam nadzieje, że nowy rozdział się spodobał
jeśli jest taka możliwość kliknijcie 'podoba mi się'