niedziela, 26 czerwca 2011

Rozdział XI

Rozdział XI

Następnego dnia rano obudził mnie znajomy głos. To był Marcin.
- Wyjdź - wyszeptałam odwracając się w jego stronę.
- Nie wyjdę do póki nie pogadamy.
- Nie mamy o czym.
- Dobrze wiesz , że mamy. Emilia ja jestem już zdrowy. Miałem operacje , wszystko się udało. Znowu możemy być razem.
- My ? Nie ma już nas. Nie ma tego co nas łączyło. Wszystko zniszczyłeś rozumiesz ? - powiedziałam ironicznie.
- Ale ja...
- Kazałeś mi zapomnieć, a więc to zrobiłam. O co Ci teraz jeszcze chodzi ?
- Chyba o nic. Rzeczywiście będzie lepiej jak już pójdę. A , Emilia ja będę w Polsce jak by co to...
- Nie mam potrzeby żeby do Ciebie dzwonić. - po tych słowach drzwi do mojego pokoju zamknęły się, a wraz z nimi zamknął się kolejny rozdział w moim życiu. Wtedy też dostałam sms-a.
" Zawsze kochałem Cię jak siostrę i tak się też zachowywałaś , a teraz co się z nami stało ? To przez niego ? Marcin "
Po tym sms-ie nie byłam w stanie się pozbierać. Przez cały dzień snułam się po domu unikając kontaktu z babcią.Wiedziałam , że miała mi to za złe. Lecz ja nie mogłam tak po prostu mu wybaczyć. A może nie chciałam. Siadając na łóżku poczułam jak mój świat się wali , jak zniszczy się to na co 'pracowałam' tak wiele lat. Jak zanika nadzieja , wiara i przyjaźń pozostawiając po sobie ogromne rany w moim życiu jak i sercu. Po raz pierwszy poczułam taki ból , którego nie umiałam opisać. Tak dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę, że to już koniec. Wtedy też wyciągnęłam telefon z pod poduszki i odpisałam na sms-a od Marcina.
" Też Cię kochałam no właśnie kochałam. Akurat na pytanie co się z nami stało powinieneś znać najlepiej odpowiedź. A co do Dawida to nie miał nic tu do gadania.  " 
- To koniec. - wyszeptałam sama do siebie po czym poszłam do garderoby założyłam kolorowy top, szorty i klapki. Związałam włosy w kucyka i ruszyłam w stronę plaży. Po drodze spotkałam Mariusza i Kacpra , którzy szli po Dawida. Zabrałam się z nimi. Drzwi otworzyła jego mama.
- Dzień Dobry czy jest Dawid ? - zapytałam z uśmiechem na ustach. 
- Tak pewnie wejdźcie do środka , a ja już go zawołam.
Nie minęła może minuta, a Dawid był już na dole. ' Lądując ' w jego ramionach poczułam zapach moich ulubionych perfum.
- Zakochana para Emilia i Dawid siedzą na kominie...- zaczął śpiewać Mariusz.
- Ej spadaj - zaśmiałam się cicho uderzając go w ramię.
- No dobra już dobra.To co gdzie idziemy ?
- Plaża ? - zaproponował Kacper.
- No w sumie czemu nie , to plaża i...
- Tak wiemy, wiemy lody - powiedzieli wszyscy trzej. Po czym wszyscy zaczęliśmy się śmiać. 
- Mamo ja wychodzę . - krzyknął Dawid w stronę salonu zamykając za sobą drzwi.
Od wejścia na plażę aż po brzegi morza leżeli ludzie , a gdzieś pomiędzy nimi biegały dzieci. 
- No to mamy wakacje - krzyknął ironicznie Kacper. Wtedy też wszyscy ludzie popatrzyli się na niego , a chwile potem każdy powrócił do swoich zajęć. 
- Wbijamy do miasta - powiedział Dawid łapiąc mnie za rękę. Chodziliśmy po mieście chyba z 3 godziny , jedząc przy tym lody , grając na automatach, czy też po prostu rozmawiając. W pewnym momencie podeszła do nas jakaś kobieta w koszem róż.
- Różę ? - zapytała.
Wtedy też Dawid wyciągnął z kieszeni 10 zł i wręczył staruszce. Ona natomiast wyciągnęła z kosza herbacianą różę.
- Proszę to dla Ciebie kochanie - powiedział całując mnie w policzek.
- Dziękuje - wyszeptałam zaciągając się jej niesamowitym zapachem.


Postanowiłam kontynuować historię Emilii .
Mam nadzieję , że spodobają się wam dalsze losy bohaterki : )

niedziela, 19 czerwca 2011

Informacja . ! ! !


Moi Drodzy !
 Chciałabym znać wasze zdanie .
Wolelibyście abym kontynuowała to opowiadanie, 
czy też będzie lepiej jeżeli zacznę zupełnie inną historię ?

na odpowiedzi czekam (w komentarzach) do 26 czerwca 2011 r. 

jestesmojadefinicjaszczescia.

sobota, 18 czerwca 2011

Rodział X

Rozdział X

Drogi Pamiętniku !
Właśnie minął drugi tydzień wakacji , a ja jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Każdego ranka budzę się dla tak bardzo ważnej osoby jaką jest Dawid. Dzięki niemu moje życie powoli nabiera sensu. No ale wróćmy do teraźniejszości. Dzisiejszego ranka obudził mnie dźwięk nadchodzącego sms-a.
" Wstawaj śpiochu ; * Dzisiaj idziemy na zakupy . Dawid " 
- Jejku jak ja go kocham - powiedziałam sama do siebie po czym dodałam. - no...moje błagania nie poszły na marne .
Chwile potem do pokoju weszła babcia.
- Słyszałam , że już nie śpisz możemy pogadać ?
- Tak pewnie o co chodzi ?
- Ja wiem , że Marcin wyjechał no ale...
- Babciu nie kończ , nie wspominaj o nim. Wyjechał i tyle.
- On miał raka dziecko. Zrozum . ! - podniosła głos.
- Pomogłabym mu gdyby tylko tej pomocy chciał .- po tych słowach przetarłam łzę spadającą po moim policzku.
- Przepraszam , ale lepiej będzie jak już pójdziesz. - wyszeptałam.
Po tej rozmowie nie miałam ochoty na zakupy i jaką kol wiek styczność ze światem . Wzięłam więc telefon do ręki i napisałam sms-a do Dawida.
" Hei ; * Dawid przepraszam , ale nie mam ochoty na zakupy nie dziś. "
Parę minut później drzwi do mojego pokoju otwarły się.
- Ei mała co jest ? - zapytał Dawid wchodząc.
- Nic. - odpowiedziałam przecierając łzy. Nie chciałam żeby widział mnie w tym stanie.
- Ty płaczesz ?
- Nie.
- No przecież widzę. - powiedział przytulając mnie do siebie.
- Myślisz , że ja kiedyś o nim zapomnę ?
- Potrzebujesz czasu to jest pewne.
- Dawid możesz zostawić mnie samą ?- zapytałam.
- Tak pewnie. Skoro tego chcesz. Dzwoń jak by co. - powiedział , po czym pocałował mnie w policzek i wyszedł. Natomiast ja poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic , a następnie do garderoby.
- Wychodzę - rzuciłam w kierunku babci po czym zamknęłam za sobą drzwi. Szłam przed siebie nie zwracając uwagi na innych ludzi.W końcu usiadłam na ławce w pobliskim parku i zaczęłam wspominać te wszystkie lata spędzone z Marcinem . Wtedy do moich oczu po raz kolejny napłynęły łzy. W pewnej chwili usłyszałam głos Marcina rozejrzałam się dookoła lecz nikogo tam nie było .
- No pięknie teraz jeszcze mam omamy . - powiedziałam sama do siebie.
- Wcale ich nie masz.
- Nie tylko mi się zdaje. - próbowałam sobie wmówić , lecz wtedy złapał mnie ktoś za ramię. Obróciłam się i zobaczyłam Marcina.
- Po co przyjechałeś ? - zapytałam. - Znowu chcesz mnie zniszczyć ?
- Ja...
- Wiem , że ja już nigdy Ci nie wybaczę. I choćbym bardzo chciała żebyś był przy mnie nie pozwolę sobie na to. - po tych słowach wstałam z ławki spojrzałam mu prosto w oczy i zobaczyłam w nich ten sam ból co trzy tygodnie temu.
- Miałem raka. - wyszeptał.
- Lepiej będzie jak już pójdę. - powiedziałam po czym próbowałam odejść , lecz Marcin złapał mnie za rękę.
- Nie pozwolę Ci odejść. - niemalże wykrzyczał.
- A ja Ci musiałam pozwolić ? - zapytałam przez łzy. Nic nie odpowiedział.
- No właśnie. Teraz ty cierp , bo ja już nie zamierzam .
Zaczęłam biec przed siebie. Chciałam uciec jak najdalej. Gdy byłam już na drugim końcu parku zadzwoniłam do Dawida.
- Możesz przyjść jestem w parku od strony centrum. Proszę.
- Już idę.
Po 3 minutach przybiegł. Bez jakiego kol wiek słowa podszedł i przytulił mnie do siebie.
- On przyjechał. Widziałam go. Rozmawiałam z nim.
- Jak to przyjechał ? - zapytał przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Normalnie. Ale Dawid ja chce zapomnieć.
- Zapomnisz kochanie.Zapomnisz - wyszeptał.
Wtedy usiedliśmy na ławce. I w milczeniu objęci przesiedzieliśmy kilka godzin.Po czym Dawid odprowadził mnie do domu. I zanurzając się w moich ulubionych bitach zasnęłam jak małe dziecko.

środa, 15 czerwca 2011

Rozdział IX

Rozdział IX

Minął już tydzień od kąt Marcin wyjechał do Anglii. W tym czasie zaczęły się upragnione wakacje na , które tak bardzo czekałam. Nie chciałam dłużej chodzić do szkoły udając , że wszystko jest w porządku skoro nie było.A co do dzisiejszego dnia muszę przyznać , że mile mnie zaskoczył. No , ale zacznijmy od początku. O godzinie 12.50 obudziły mnie dziwne krzyki dochodzące z dworu. Wyjrzałam przez okno i już miałam zamiar wydrzeć się na pół osiedla, gdy przed domem zobaczyłam grupkę chłopaków. 
-I na tym skończyło się moje wydzieranie.- powiedziałam sama do siebie po czym postanowiłam wrócić grzecznie do mojego ukochanego łóżka. Lecz moje postanowienia zaburzył dźwięk dzwonka do drzwi.
- Tylko tego mi brakowało. - Pomyślałam , po czym założyłam na siebie szarą bluzę i zeszłam na dół otworzyć drzwi.
- Siema. Co ty jeszcze w piżamie ? - zapytał jeden ze stojących chłopaków.
- A my się znamy ? Bo jeśli nie to pozwól , że wrócę do jakże ciekawego zajęcia jakim jest spanie. - odpowiedziałam .
- Sory gdzie moje maniery Kacper jestem , a to Dawid i Mariusz.
- No najwyraźniej ich nie masz , ale pomińmy ten fakt. A ja Emilia .
- Miło poznać - odezwał się Dawid .
- Chociaż jeden miły. - uśmiechnęłam się po czym dodałam. - A teraz wybaczcie chłopaki , ale wracam do łóżka.
- A wyjdziesz potem ? - zapytał Dawid.
- No raczej tak , a co ?
- A może poszlibyśmy gdzieś razem ?
- W sumie to czemu nie , a o której ?
- To przyjdę po ciebie o 18 ok ?
- Dobra to na razie - rzuciłam w jego kierunku po czym zamknęłam drzwi...
Spanie miałam już z głowy to było pewne.W mojej głowie było tylko jedno imię. I wiedziałam , że długo jeszcze ono tam zagości. Nie potrafiłam tak po prostu zapomnieć , a może i nie chciałam ? Parę minut później postanowiłam iść do pokoju Marcina , gdyż nie byłam tam od czasu kiedy wyjechał. Wchodząc momentalnie poczułam zapach jego perfum. Usiadłam na łóżku i wtedy zobaczyłam kopertę z moim imieniem. Nie wahając się otworzyłam. Znajdował się z niej list , który za pewne napisał Marcin jeszcze przed wyjazdem .Wtedy wzięłam go do ręki i zaczęłam czytać...

" Kochana Emilio !

Tak na prawdę nie wiem czy powinienem pisać ten list. No , ale skoro już zacząłem...chciałbym żebyś wiedziała , że byłaś , jesteś i zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Choć dobrze wiem , że zaczynasz nowe życie , z którego ja zniknąłem i ,w którym nie gram już głównej roli. Za pewne zastanawiasz się dlaczego to zrobiłem , dlaczego wyjechałem. Lecz na to pytanie nie umiem Ci odpowiedzieć. Jeszcze raz przepraszam za wszystko i liczę na to , że kiedyś mi wybaczysz . 

Marcin..."

Po przeczytaniu tych paru linijek poczułam jego obecność , chodź wcale nie było to możliwe . 
- wybaczysz - wyszeptałam sama do siebie po czym schowałam list do szafki. Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju i wyszłam . Po moim policzku poleciały łzy. Jedna za drugą zaczęły obijać się o podłogę. Za każdym ich uderzeniem moje serce zaczynało bić co raz szybciej i głośniej. Nie radziłam sobie to było pewne. Chwile później usłyszałam bicie zegara z salonu na dole . Wybił on właśnie godzinę 15. Wtedy zdałam sobie sprawę , że za trzy godziny przyjdzie po mnie Dawid , a ja wyglądam jak koszmar . Postanowiłam więc wziąć długą kąpiel , po czym zeszłam na dół zjeść obiad przygotowany rano przez babcię. Po zjedzeniu powędrowałam do garderoby. Założyłam na siebie białą bluzkę , szorty , i czarne conversy. Chwilę potem usłyszałam pukanie do drzwi. Porwałam torbę z krzesła i zeszłam na dół . 
- Muszę Ci przyznać że ,jesteś punktualny - powiedziałam otwierając drzwi.
- Starałem się . To co gdzie idziemy ? - zapytał.
- Hmm..może plaża  ? 
- Okej to chodźmy.
W drodze na plaże dużo rozmawialiśmy . Dawid okazał się być bardzo miłym kolesiem z którym mam dużo wspólnego. Okazało się również , że będziemy chodzić to tego samego liceum. I szczerze mówiąc była bym szczęśliwa gdybyśmy trafili do jednej klasy. Gdy dotarliśmy na plaże Dawid wpadł na świetny pomysł wrzucenia mnie do wody. No i muszę przyznać , że to mu się udało. Na moje szczęście woda była ciepła. Po jakże wspaniałej kąpieli usiedliśmy na piasku wpatrując się w zachód słońca.Oboje milczeliśmy , a mimo wszystko wystarczyło jedno spojrzenie w jego kierunku a ten bez słowa przytulił mnie do siebie.

niedziela, 12 czerwca 2011

Rodział VIII

Rozdział VIII

-...robi postępy. Konieczna jest operacja.Adrian wysłał mnie do domu z myślą , że jest już lepiej , lecz moje wczorajsze wyniki nie wywróżyły nic dobrego. Dlatego też będę musiał wyjechać do Anglii. 
- Jak to do Anglii ?
- Tam mają lepsze szpitale , i dlatego też będzie lepiej jeżeli tam przeprowadzą operację.
- Kiedy ? - zapytałam mając oczy pełne łez.
- Dzisiaj wieczorem. Mama już wykupiła bilet , a po za tym w poniedziałek jest pogrzeb taty.
- Lecę z tobą . 
- Nie możesz. Masz tu zostać. A najlepiej będzie jeżeli zapomnimy o sobie.- powiedział odpalając silnik.
- Tak po prostu ? - nie odpowiedział , gdy byliśmy już u brzegu wyskoczyłam z jachtu biegnąc w kierunku domu.U progu drzwi spotkałam babcie .
- Emilko co ci się stało ? Gdzie Marcin ?...- zaczęła zadawać mi miliony pytań .
- To już koniec.- odpowiedziałam po czym poszłam na górę do swojego pokoju.Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam telefon z torby by sprawdzić godzinę była 11:11.
- No super jeszcze tego brakowało - pomyślałam , a chwile potem usłyszałam pukanie do drzwi.
- Zamknięte - wydarłam się na cały pokój .
- Musimy pogadać.Wchodzę czy tego chcesz czy nie.- usłyszałam głos Marcina.
- Nie mamy o czym. - rzuciłam w jego kierunku.
- Owszem mamy.To co Ci dzisiaj powiedziałem może i jest fatalnym wyjściem, ale lepszego nie ma.Operacja może się nie udać , a wtedy będziesz cierpiała jeszcze bardziej. 
- A co jeśli operacja się uda ? - zapytałam przez łzy.
- Zostanę tam. Tak czy inaczej musimy o sobie zapomnieć.
- Ty chcesz tak po prostu zapomnieć o tych 9 latach ?
- Nie mamy innego wyjścia - powiedział przytulając mnie do siebie.
- Ja nie chce Marcin , nie chce - wyszeptałam po czym ostatni raz zaciągnęłam się zapachem jego perfum.
- Dasz rade jesteś silna.I choć bym nie wiem jak chciał zapomnieć zawsze będziesz częścią mojego życia i to już nigdy się nie zmieni.Pamiętaj.- powiedział po czym pocałował mnie w policzek i odszedł. Chwilę później słyszałam jak jego walizka obija się o schody. Moje serce momentalnie zaczęło bić szybciej. Wiedziałam , że to już koniec. Wyjrzałam przez otwarte okno widziałam jak Marcin patrzy się na mnie mając w oczach łzy. Wtedy dostałam sms-a poszłam sprawdzić od kogo. Gdy podeszłam z telefonem do okna Marcina już tam nie było. Otarłam łzę właśnie spadającą po moim policzku.Odczytałam wiadomość , w której było zawarte jedno głupie " przepraszam '

sobota, 11 czerwca 2011

Rozdział VII

Rozdział VII

Siadając na łóżku zaczęłam zastanawiać się ; "co zrobiłam nie tak ? Jak mogłam nie zdążyć ? ". Wtedy do pokoju wszedł Marcin trzymając w ręku 9 róż.
- Co prawda rocznica naszego poznania była 2 miesiące temu , no ale proszę - powiedział wyciągając rękę z kwiatami.
- To ty ? - zapytałam rzucając się na jego szyję.
- Wiedziałem , że inaczej nie przyjdziesz.Przepraszam. Ale ja za bardzo Cię kocham , żebym dał ci odejść.
- Skąd ja to znam - wyszeptałam wtulając się w jego ramiona.
- A teraz już koniec przytulania , chodź do domu.
- Ale jak to ?
- Adrian mnie wypisał - uśmiechnął się po czym zaczął ciągnąć mnie w kierunku wyjścia. Przez 20 minut szliśmy w zupełnej ciszy.W końcu tak bardzo oboje tego potrzebowaliśmy. Milczenie przerwał ton jego głosu.
- To co od dzisiaj mieszkamy razem ? - zapytał wchodząc do domu.
- No...- potwierdziłam po czym przywitałam się z babcią , która czekała na nas z niecierpliwością.
- To my idziemy na górę babciu - rzuciłam w jej kierunku.
- Dobrze - odparła.
- A to twój nowy pokój - powiedziałam otwierając drzwi.
- Ty to sama zrobiłaś ? Dla mnie ?
- No wiesz zawsze chciałam mieć brata , no i go dostałam w wieku 7 lat tylko , że wtedy nie miałam jak mu umeblować piaskownicy.
- A szkoda , bo by wszystkie laski w niej poderwał - oboje zaczęliśmy się śmiać. Marcin wylądował na łóżku , a ja na fotelu .
- Dobra geniuszu ja idę spać , bo jestem padnięta. Do jutra - powiedziałam po czym wyszłam z pokoju Marcina.Zmierzając ku łazience.Po dość długim prysznicu weszłam do własnego pokoju rzucając się ,na najwygodniejsze miejsce jakie mogłam sobie w tym momencie wymarzyć, a mianowicie na łóżko.
Rano obudziły mnie promienie słoneczne , które wdzierały się przez otwarte okno.Momentalnie podniosłam się z łóżka.
- I jak się spało księżniczko ? - zapytał stojąc w progu drzwi.
- A wiesz , że dobrze. - uśmiechnęłam się.
- Co ty taka zadowolona jesteś ?
- Jest słoneczko , jesteś Ty.
- Jak ja za tym tęskniłem .
- Za czym ?
- Za tym - podszedł do mnie dając mi buziaka w policzek.
- Oj przesadzasz braciszku - zaśmiałam się po czym wybiegłam z pokoju.
- Ja przesadzam ? Ooo..Radze ci uciekać , bo już po Tobie.
Chwile później leżałam z Marcinem w wannie pełnej wody śmiejąc się przy tym jak małe dziecko. Po paru minutach do łazienki weszła babcia kładąc na szafce kanapki z dwiema kawami.
- Oj dzieci , dzieci .- zaśmiała się po czym wyszła.
- To co jemy ? - zapytał Marcin próbując wyjść z wanny.
- Jak tylko dasz rade stąd wyjść do owszem.
Chwile potem siedzieliśmy oboje na środku łazienki zajadając się kanapkami.
- No dobra ja idę się przebrać - wymamrotałam kończąc ostatnią kanapkę.
- Okej to za 10 minut na dole.
- Jak to na dole ?
- No normalnie. Dzisiaj to ja mam dla ciebie niespodziankę.
10 minut później Marcin stał na przedpokoju trzymając w ręce piknikowy koszyk.Wyszliśmy zmierzając w kierunku plaży , lecz potem zeszliśmy w nie znana mi uliczkę.
- Gdzie ty mnie prowadzisz ? - zapytałam
- Nie zadawaj tylu pytań tylko chodź.Już nie daleko.
Parę minut później staliśmy przed jachtem.
- No to już.To ta niespodzianka.
- Ty umiesz to prowadzić ? - zapytałam z niedowierzaniem.
- No przecież moje kursy musiały się na coś przydać prawda ?
Po pewnym czasie byliśmy już dość spory kawałek od brzegu.
- To co soczku ? - zapytał gasząc silnik.
- No pewnie - uśmiechnęłam się wyciągając rękę.Wtedy usiadł obok mnie i podając mi sok.
- Emi...- powiedział dość niepewnie.
- Tak ? - zrobiłam pytającą minę .
- Był u mnie Adrian dziś rano.
- O. Co chciał ?
- Przyszedł powiedzieć mi , że rak...

środa, 8 czerwca 2011

Rodział VI

Rozdział VI 

- Ty jesteś nie normalny - zaczęłam z grubej wchodząc do pokoju . - Jak mogłeś ? Dlaczego ? Co Ci odbiło ? Chciałeś widzieć jak cierpię , jak przeżywam twoje odejście ? Tego chciałeś ?
- Ja mam raka rozumiesz ? W każdej chwili mogę umrzeć - zaczął równie ostro .
- Ja nie daje rady rozumiesz ? Za bardzo Cię kocham , żebym dała Ci odejść . - po tych słowach usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam płakać jak małe dziecko . 
- Tylko nie płacz . Ja wiem nie powinienem , ale nie chciałem żebyś widziała jak cierpię . Jak z dnia na dzień mój stan się pogarsza. 
- Gdybyś tylko zaczął walczyć , twój stan zdrowia był by lepszy . 
- Chodź - powiedział wskazując na łóżko . Może nie minęła minuta jak leżałam już w objęciach najwspanialszego chłopaka na całym świecie , zasypiając przy tym jak niemowlak .
Obudziłam się gdzieś około godziny szesnastej .
- Przepraszam , że usnęłam , ale po dzisiejszej nocy byłam bardzo zmęczona - wyszeptałam schodząc z łóżka
- E tam nic się nie stało . 
- No , ale mimo wszystko to ty powinieneś odpoczywać a nie ja . Chcesz z sąd kiedyś wyjść , czy zamierzasz siedzieć tu do końca życia ? 
- No to w takim razie długo tutaj nie posiedzę. 
- A ty znowu zaczynasz ? Proszę bardzo zabij się . No zrób to ! Ja nie zamierzam na to patrzeć żegnam . - wygarnęłam mu po czym zaczęłam zmierzać w kierunku drzwi . 
- Jak teraz wyjdziesz możesz już nigdy nie wracać - krzyknął gdy byłam już w progu . 
- Skoro tego chcesz - wyszłam. Idąc przez korytarz ludzie patrzyli na mnie jak bym była nie z tej planety . Owszem płakałam , miałam rozmazany makijaż , ale co w tym niezwykłego ? Ostatnimi czasy stało się to dla mnie rutyną , codziennością . W drodze do windy spotkałam Adriana .
- Jak by coś się działo to dzwoń . Bo ja jak na razie nie zamierzam tu przychodzić . 
- Coś się stało ? - zapytał zaniepokojony .
- Zapytaj się Marcina , za pewne ci powie . - powiedziałam wsiadając do windy . Gdy wyszłam z tego okropnego miejsca zwanego szpitalem ruszyłam w kierunku plaży . Wtedy zadzwonił telefon .To był Marcin . Odrzuciłam połączenie . Nie miałam ochoty z nim rozmawiać .
- nie teraz - pomyślałam , po czym wyłączyłam telefon . Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu . Usiadłam wsłuchując się w szum morza . Siedziałam tak przez kilka godzin , do momentu w którym słońca zaszło za horyzont . Wtedy też wyjęłam telefon z torebki próbując go włączyć . Po włączeniu na wyświetlaczu widniał napis " 34 nieodebranych połączeń " , a wszystkie należały one do Marcina .Postanowiłam od dzwonić . Wiedziałam , że powinnam . 
- Emi ja umieram - usłyszałam przestraszony głos Marcina po drugiej stronie słuchawki . - Proszę przyjedź szybko. Błagam . ! 
- Ale , że jak to ? - zapytałam po czym zaczęłam biec tak szybko jak tylko mogłam .Biegnąc w kierunku szpitala nie zobaczyłam ani jednej żywej duszy , a w myśli miałam tylko jedno postanowienie ' zdążę ' . Wbiegając do szpitala a potem do pokoju , liczyłam na to , że będzie leżał tam cały i zdrowy , lecz i tu się pomyliłam . 

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Rozdział V

Rozdział V

Śmiało mogę przyznać, że ta noc była jedną z najgorszych w moim życiu. Gdzieś koło godziny 2.00 obudził mnie dźwięk telefonu.
- Tak słucham? - odebrałam zaspanym głosem.
- Emilia? - usłyszałam zdyszany głos Adriana.
- Tak. Coś się stało, że dzwonisz o tej porze?
- Owszem chodzi o Marcina.
- Czy on? - Zapytałam dość niepewnie.
- Nie wszystko w porządku. Chodzi o to, że chce z tobą rozmawiać. - Moje zdziwienie było wielkie, lecz zaraz poprosiłam by dał mi go do telefonu.
- Emi pamiętasz? - zapytał.
- No prawdopodobnie pamiętam, a mogę prosić o szczegóły?
- O ile się nie mylę był to 1 kwietnia 2003 r.- Po tych słowach już dobrze wiedziałam do czego zmierzał, lecz mimo wszystko prosiłam o kontynuowanie tego czego zaczął.
- Jak myślisz, co by było gdybyśmy się tego dnia nie spotkali? Co by było gdybyś nie musiała słuchać w środku nocy jakiegoś debila?
- Czy ty do czegoś zmierzasz? - Zapytałam po czym dodałam... .- Czy ty sugerujesz, że moje życie było by lepsze bez Ciebie? Bez osoby, która wniosła do niego tylko szczęścia? Jeśli tak to na prawdę jesteś konkretnym debilem i tu się nie pomyliłeś.
- Ale to prze ze mnie masz same zmartwienia.
- Co ty wygadujesz? Mylisz się jest zupełnie inaczej.
- Ja wiem co mówię.
- Jeżeli nasza dalsza rozmowa ma dalej tak wyglądać, to będzie lepiej jeżeli ją zakończymy i to jak najszybciej.
- A co jeśli umrę? Co jeśli nie przeżyje następnego dnia?
- Wszystko będzie dobrze, a teraz idź spać bo jesteś zmęczony. Dobranoc. - Powiedziałam po czym rzuciłam telefon na podłogę.
Po tych słowach nie mogłam w ogóle zasnąć. Nie mogłam uwierzyć w to, że mówił to z taką lekkością jak by mu nie zależało. Jak by się poddał. Jak by przestał walczyć o to co w tym momencie było najważniejsze a mianowicie o życie.
Jakieś 9 godzin później byłam już w autobusie, który jechał w kierunku szpitala. Wysiadając z niego ciągle czułam na sobie czyjś wzrok. Wtedy podszedł do mnie ktoś zasłaniając mi oczy za standardowym tekstem :
- Zgadnij kto to? - Ten głos był mi znajomy. To był Szymon. Chodził  z nami do klasy, a zarazem był dobrym kolegą Marcina.
- Co ty tutaj robisz wariacie? - Zapytałam po czym uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
- Słyszałem, że Marcin jest w szpitalu, a ty nie chodzisz do szkoły czyli musiało stać się coś poważnego. Co z nim? Jak się czuje? - Wtedy do moich oczu napłynęły łzy.
- On był nieprzytomny, lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. - Wyszeptałam po czym usiadłam na najbliższej ławce.
- Co ty mówisz? - Wtedy zaczęłam opowiadać mu, co wydarzyło się ostatnimi czasy. Siedział z oczami wpatrzonymi w ziemię słuchając mnie przy tym bardzo uważnie.
- No to już chyba wszystko. - Skończyłam, a chwile potem wstałam z ławki zmierzając w kierunku szpitala. Gdy byłam już pod szpitalem obróciłam się próbując dostrzec Szymona, lecz i jego już tam nie było. Wchodząc do środka zobaczyłam Adriana.
- Hej co tam? - zapytałam gdy tylko podszedł bliżej.
- Ta noc była ciężka, jestem padnięty, lecz i ty nie wyglądasz wcale lepiej.
- Ależ dziękuje. A co z Marcinem?
- Dzisiaj w nocy chciał popełnić próbę samobójczą. Na szczęście w odpowiednim momencie po pokoju weszła pielęgniarka ratując mu życie.
- Że co? - zapytałam po czym zaczęłam biec schodami na górę nie czekając na odpowiedź...