Rozdział V
Śmiało mogę przyznać, że ta noc była jedną z najgorszych w moim życiu. Gdzieś koło godziny 2.00 obudził mnie dźwięk telefonu.
- Tak słucham? - odebrałam zaspanym głosem.
- Emilia? - usłyszałam zdyszany głos Adriana.
- Tak. Coś się stało, że dzwonisz o tej porze?
- Owszem chodzi o Marcina.
- Czy on? - Zapytałam dość niepewnie.
- Nie wszystko w porządku. Chodzi o to, że chce z tobą rozmawiać. - Moje zdziwienie było wielkie, lecz zaraz poprosiłam by dał mi go do telefonu.
- Emi pamiętasz? - zapytał.
- No prawdopodobnie pamiętam, a mogę prosić o szczegóły?
- O ile się nie mylę był to 1 kwietnia 2003 r.- Po tych słowach już dobrze wiedziałam do czego zmierzał, lecz mimo wszystko prosiłam o kontynuowanie tego czego zaczął.
- Jak myślisz, co by było gdybyśmy się tego dnia nie spotkali? Co by było gdybyś nie musiała słuchać w środku nocy jakiegoś debila?
- Czy ty do czegoś zmierzasz? - Zapytałam po czym dodałam... .- Czy ty sugerujesz, że moje życie było by lepsze bez Ciebie? Bez osoby, która wniosła do niego tylko szczęścia? Jeśli tak to na prawdę jesteś konkretnym debilem i tu się nie pomyliłeś.
- Ale to prze ze mnie masz same zmartwienia.
- Co ty wygadujesz? Mylisz się jest zupełnie inaczej.
- Ja wiem co mówię.
- Jeżeli nasza dalsza rozmowa ma dalej tak wyglądać, to będzie lepiej jeżeli ją zakończymy i to jak najszybciej.
- A co jeśli umrę? Co jeśli nie przeżyje następnego dnia?
- Wszystko będzie dobrze, a teraz idź spać bo jesteś zmęczony. Dobranoc. - Powiedziałam po czym rzuciłam telefon na podłogę.
Po tych słowach nie mogłam w ogóle zasnąć. Nie mogłam uwierzyć w to, że mówił to z taką lekkością jak by mu nie zależało. Jak by się poddał. Jak by przestał walczyć o to co w tym momencie było najważniejsze a mianowicie o życie.
Jakieś 9 godzin później byłam już w autobusie, który jechał w kierunku szpitala. Wysiadając z niego ciągle czułam na sobie czyjś wzrok. Wtedy podszedł do mnie ktoś zasłaniając mi oczy za standardowym tekstem :
- Zgadnij kto to? - Ten głos był mi znajomy. To był Szymon. Chodził z nami do klasy, a zarazem był dobrym kolegą Marcina.
- Co ty tutaj robisz wariacie? - Zapytałam po czym uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
- Słyszałem, że Marcin jest w szpitalu, a ty nie chodzisz do szkoły czyli musiało stać się coś poważnego. Co z nim? Jak się czuje? - Wtedy do moich oczu napłynęły łzy.
- On był nieprzytomny, lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. - Wyszeptałam po czym usiadłam na najbliższej ławce.
- Co ty mówisz? - Wtedy zaczęłam opowiadać mu, co wydarzyło się ostatnimi czasy. Siedział z oczami wpatrzonymi w ziemię słuchając mnie przy tym bardzo uważnie.
- No to już chyba wszystko. - Skończyłam, a chwile potem wstałam z ławki zmierzając w kierunku szpitala. Gdy byłam już pod szpitalem obróciłam się próbując dostrzec Szymona, lecz i jego już tam nie było. Wchodząc do środka zobaczyłam Adriana.
- Hej co tam? - zapytałam gdy tylko podszedł bliżej.
- Ta noc była ciężka, jestem padnięty, lecz i ty nie wyglądasz wcale lepiej.
- Ależ dziękuje. A co z Marcinem?
- Dzisiaj w nocy chciał popełnić próbę samobójczą. Na szczęście w odpowiednim momencie po pokoju weszła pielęgniarka ratując mu życie.- Że co? - zapytałam po czym zaczęłam biec schodami na górę nie czekając na odpowiedź...
- Tak słucham? - odebrałam zaspanym głosem.
- Emilia? - usłyszałam zdyszany głos Adriana.
- Tak. Coś się stało, że dzwonisz o tej porze?
- Owszem chodzi o Marcina.
- Czy on? - Zapytałam dość niepewnie.
- Nie wszystko w porządku. Chodzi o to, że chce z tobą rozmawiać. - Moje zdziwienie było wielkie, lecz zaraz poprosiłam by dał mi go do telefonu.
- Emi pamiętasz? - zapytał.
- No prawdopodobnie pamiętam, a mogę prosić o szczegóły?
- O ile się nie mylę był to 1 kwietnia 2003 r.- Po tych słowach już dobrze wiedziałam do czego zmierzał, lecz mimo wszystko prosiłam o kontynuowanie tego czego zaczął.
- Jak myślisz, co by było gdybyśmy się tego dnia nie spotkali? Co by było gdybyś nie musiała słuchać w środku nocy jakiegoś debila?
- Czy ty do czegoś zmierzasz? - Zapytałam po czym dodałam... .- Czy ty sugerujesz, że moje życie było by lepsze bez Ciebie? Bez osoby, która wniosła do niego tylko szczęścia? Jeśli tak to na prawdę jesteś konkretnym debilem i tu się nie pomyliłeś.
- Ale to prze ze mnie masz same zmartwienia.
- Co ty wygadujesz? Mylisz się jest zupełnie inaczej.
- Ja wiem co mówię.
- Jeżeli nasza dalsza rozmowa ma dalej tak wyglądać, to będzie lepiej jeżeli ją zakończymy i to jak najszybciej.
- A co jeśli umrę? Co jeśli nie przeżyje następnego dnia?
- Wszystko będzie dobrze, a teraz idź spać bo jesteś zmęczony. Dobranoc. - Powiedziałam po czym rzuciłam telefon na podłogę.
Po tych słowach nie mogłam w ogóle zasnąć. Nie mogłam uwierzyć w to, że mówił to z taką lekkością jak by mu nie zależało. Jak by się poddał. Jak by przestał walczyć o to co w tym momencie było najważniejsze a mianowicie o życie.
Jakieś 9 godzin później byłam już w autobusie, który jechał w kierunku szpitala. Wysiadając z niego ciągle czułam na sobie czyjś wzrok. Wtedy podszedł do mnie ktoś zasłaniając mi oczy za standardowym tekstem :
- Zgadnij kto to? - Ten głos był mi znajomy. To był Szymon. Chodził z nami do klasy, a zarazem był dobrym kolegą Marcina.
- Co ty tutaj robisz wariacie? - Zapytałam po czym uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
- Słyszałem, że Marcin jest w szpitalu, a ty nie chodzisz do szkoły czyli musiało stać się coś poważnego. Co z nim? Jak się czuje? - Wtedy do moich oczu napłynęły łzy.
- On był nieprzytomny, lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. - Wyszeptałam po czym usiadłam na najbliższej ławce.
- Co ty mówisz? - Wtedy zaczęłam opowiadać mu, co wydarzyło się ostatnimi czasy. Siedział z oczami wpatrzonymi w ziemię słuchając mnie przy tym bardzo uważnie.
- No to już chyba wszystko. - Skończyłam, a chwile potem wstałam z ławki zmierzając w kierunku szpitala. Gdy byłam już pod szpitalem obróciłam się próbując dostrzec Szymona, lecz i jego już tam nie było. Wchodząc do środka zobaczyłam Adriana.
- Hej co tam? - zapytałam gdy tylko podszedł bliżej.
- Ta noc była ciężka, jestem padnięty, lecz i ty nie wyglądasz wcale lepiej.
- Ależ dziękuje. A co z Marcinem?
- Dzisiaj w nocy chciał popełnić próbę samobójczą. Na szczęście w odpowiednim momencie po pokoju weszła pielęgniarka ratując mu życie.- Że co? - zapytałam po czym zaczęłam biec schodami na górę nie czekając na odpowiedź...
ej, prześwietny jest ten rozdział :D
OdpowiedzUsuńuwielbiam < 3